Po miesiącu działań zbrojnych w Afganistanie nadzieje Pentagonu na skuteczność nalotów, połączonych z uderzeniami sił specjalnych i wsparciem dla afgańskiej opozycji, nie do końca się spełniają - pisze dziś "The New York Times". Potrzebne są więc korekty tej strategii.

Niektóre z tych zmian już widać. W obliczu malejącego poparcia Europejczyków dla trwających bombardowań Pentagon postanowił przyjąć propozycję wysłania własnych oddziałów przez Niemcy, Włochy czy Francję. Nie tyle, by przydzielić im ważne, militarne zadania, lecz by pokazać, że wojna nie jest tylko dziełem Amerykanów. Pierwszy rajd sił specjalnych miał być zapowiedzią kolejnych, jednak brak pewnych informacji wywiadowczych sprawia, że efektownych operacji nadal nie ma. Dezercje z szeregów Talibów są sporadyczne, siły opozycji nieskore do działania. W Stanach Zjednoczonych rośnie więc przekonanie, że bez operacji lądowej na dużą skalę - zwłaszcza na południu kraju - tej wojny wygrać nie sposób. Pentagon czyni starania o zgodę na wykorzystanie baz w sąsiadujących z Afganistanem republikach środkowej Azji. Tylko startując stamtąd amerykańskie maszyny mogą odpowiednio szybko i silnie uderzyć na cele na północy kraju. Coraz wyraźniej widać też przygotowania do zimy. Departament Obrony twierdzi, że siły zbrojne USA mają wszystko czego im potrzeba. Zaopatruje więc teraz głównie siły Sojuszu Północnego. Prócz żywności, ubrań, koców i amunicji musi dostarczyć coś czego dawno nie używa - paszę dla koni.

10:05