Naciski nie są możliwe w prokuraturze - zapewniła była szefowa warszawskiej prokuratury okręgowej. Elżbieta Janicka odpowiadała jako świadek przed sejmową komisją śledczą. Pytania dotyczyły rzekomych nacisków w sprawie przesunięcia terminu zatrzymania ministra sportu Tomasza Lipca, tak aby nastąpiło to już po październikowych wyborach.

Nacisków nie było, było za to oczekiwanie na analizę. Miał to być swego rodzaju raport o dowodach, jakimi dysponują podwładni pani prokurator w sprawie Lipca. Niestety, posłowie nie dopytali, czy od wyników owego raportu coś zależało, bo temperament Elżbiety Janickiej całkowicie onieśmielił parlamentarzystów. Pani prokurator mówiła, co chciała; najchętniej o politycznym spisku swoich podwładnych wobec niej:

To moi podwładni zdecydowali, że były minister sportu Tomasz Lipiec zostanie zatrzymany dopiero po październikowych wyborach - zeznawała prokurator. Janicka odpierała wcześniejsze zarzuty, że to ona naciskała na opóźnienie terminu zatrzymania Lipca. Tę tezę określiła mianem spisku przeciwko sobie - politycznego spisku prokuratorów z warszawskiej „okręgówki”, Cezarego Przasnka i Ryszarda Pęgala, oraz szefowej Prokuratury Apelacyjnej Marzeny Kowalskiej.

Przasnek i Pęgal, oskarżają Janicką o to, że naciskała na nich i chciała ich zwolnić z pracy – „puknąć”, jeśli ośmielą się zatrzymać Tomasza Lipca przed wyborami. Prokurator twierdzi, że to nadinterpretacja: Słowo puknięcie ma wiele znaczeń. Chodziło mi o to, że puknę ich w głowę, jak będę się dowiadywała z mediów, a nie od moich prokuratorów - tłumaczyła.

Groźba „puknięcia” miała paść podczas spotkania z Janicką 15 października tuż po godzinie 8. Ta dokładnie nie przypomina sobie tego wydarzenia, ale, jak twierdzi, jakieś spotkanie mogło mieć miejsce, bo Przasnek do niej wpadał. Jak przychodziłam do pracy, to już czekał pod drzwiami:

Prokurator podkreśla, że tylko Przasnek i Pęgal mogli ewentualnie wstrzymywać zatrzymanie byłego ministra, bo to oni prowadzili to postępowanie, a Przasnek był nawet nadzorcą.

We wtorek szef CBA Mariusz Kamiński przedstawiał, jak od 10 do 25 października 2007 r. w prokuraturze przesuwano termin wydania nakazów zatrzymania i zarzutów dla Tomasza Lipca. Zeznał on, że dzwonił do Janickiej informując ją o "paraliżu decyzyjnym w prokuraturze". Nie było takiego paraliżu - zapewniła Janicka.

W zeznaniach nie kryła, że jest w konflikcie z Marzeną Kowalską, szefową Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Co było płaszczyzną buntu w prokuraturze? - pytał Janicką Sebastian Karpiniuk (PO). Mój gabinet. Władza. - brzmiała odpowiedź.