Izraelka, która jechała samochodem drogą na północ od Ramallah na Zachodnim Brzegi Jordanu zginęła dzisiaj z rąk Palestyńczyków. Wiadomość taką podało izraelskie radio. Do zdarzenia doszło w pobliżu osiedla żydowskiego Ateret około dwunastu kilometrów od palestyńskiego miasta. Żadne z ugrupowań palestyńskich nie przyznało się dotąd do zamachu.

Kolejny akt przemocy komplikuje misję amerykańskiego wysłannika Anthony'ego Zinniego, który dzisiaj ponownie będzie się starał skłonić strony konfliktu bliskowschodniego do zawarcia porozumienia o zawieszeniu broni. Od dziesięciu dni Zinni nie szczędzi wysiłków, aby doprowadzić Izraelczyków i Palestyńczyków do zbliżenia stanowisk. Obie strony deklarują, że co do zasady popierają misję generała. Tymczasem dwa główne skrajne ugrupowania palestyńskie: Islamska Dżihad i Hamas już zapowiedziały, że nie będą przestrzegały ewentualnego porozumienia.

Dzisiejsze rozmowy najprawdopodobniej rozstrzygną, czy wiceprezydent USA Dick Cheney uda się w przyszłym tygodniu do Egiptu na spotkanie z przywódcą Palestyńczyków Jaserem Arafatem. Szef izraelskiej dyplomacji Szimon Peres powiedział wczoraj, że Arafat, dotąd faktycznie internowany w Ramallah przez Izrael, będzie mógł opuścić terytoria palestyńskie i wyjechać do Egiptu, a 

potem - do Bejrutu na szczyt państw arabskich.

Jeszcze wczoraj wieczorem prezydent USA George W. Bush oświadczył, że przywódca Autonomii Palestyńskiej Jaser Arafat nie robi wszystkiego, co może, aby powstrzymać palestyński terror. "Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że USA stoją twardo u boku Izraela. Daliśmy panu Arafatowi wyraźnie do zrozumienia, że nie robi wszystkiego, co może, aby powstrzymać terror" - oznajmił Bush.

rys. RMF

11:35