Policja poszukuje śladów podpalenia w szpitalu neuropsychiatrycznym w Kielcach. Pożar wybuchł w nocy na drugim piętrze. Z budynku trzeba było ewakuować 49 pacjentów. 11 chorych i dwóch strażaków z objawami zatrucia dymem przewieziono do innych szpitalu.

Sprawcę podpalenia na razie wytypował personel szpitala. Zdaniem dyrektor Teresy Czerneckiej to właśnie jeden z chorych mógł podłożyć ogień. Prawdopodobnie to podpalenie przez pacjenta. Spłonął cały oddział. Tragedia - powiedziała reporterowi RMF FM. Trudne zadanie stanęło teraz przed policją. Funkcjonariusze muszą przesłuchać kilkadziesiąt pacjentów i udowodnić winę niepoczytalnej osobie.

Pożar wybuchł na półotwartym oddziale, w którym żaden z pacjentów nie jest na stałe przymocowany do łóżka. Zdaniem personelu medycznego, dochodzi tam do wielu prób samookaleczenia i nie wszystkim udaje się zapobiec.

Cały budynek powyżej drugiego piętra otoczony jest czarną wstęgą. Tam, gdzie pojawił się ogień i dym, wybito szyby w oknach, aby szybciej przewietrzyć pomieszczenia. Akcja ewakuacji chorych przebiegła szybko, choć nie bez komplikacji. Opór stawiali pacjenci, którzy wybudzeni w środku nocy nie bardzo wiedzieli, co się z nimi dzieje. Z pomocą przyszli strażacy – siłą wyprowadzili prawie 20 osób z budynku. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Macieja Grzyba:

Pacjenci zostali przeniesieni do szpitala w Morawicy. Prawdopodobnie w ogóle nie wrócą już do kieleckiej placówki. Sam remont oddziału potrwa bowiem kilka tygodni. Trzeba odświeżyć i pomalować sale, a także wymienić sprzęt i łóżka. Do tego czasu wielu podopiecznych zakończy już leczenie.

Mimo pożaru personel szpitala przyszedł rano do pracy. Problemy mogą się pojawić w ciągu dnia. Specjalna komisja sprawdzi, czy w budynku mogą przebywać pozostali pacjenci. Wszystko zależy od tego, czy trzy inne piętra zostały dokładnie przewietrzone.