Nie było żadnych sygnałów, które wskazywałyby na to, że dziecko było ofiarą przemocy w domu. To opinia lekarza, który zajmował się niespełna 3-miesięczną Nadią z Łodzi, gdy trafiła do szpitala przy ul. Spornej na miesiąc przed śmiercią. Dziewczynka zmarła od ciosu ojca, ale za jej zabójstwo będzie odpowiadać również matka.
Zdaniem doktora, tłumaczenie matki o zasinieniu na buzi niemowlęcia, nie budziło wątpliwości. Tę wersję potwierdzało także zachowanie matki w czasie pobytu Nadii w szpitalu: opieka nad dzieckiem, pielęgnacja i karmienie. Badania także nie wykazały, że dziewczynka była bita.
Z tego wynika, że złamania żeber, jakie miała Nadia w chwili śmierci, musiały powstać po wypisaniu dziecka ze szpitala, a jeszcze przed śmiercią dziewczynki w ubiegłym tygodniu.
Dokładny czas powstania obrażeń będą ustalać prokuratorzy, którzy sprawdzą też dokumentację medyczną i zweryfikują wyjaśnienia szpitala.
19-letnia matka Nadii i jej 26-letni ojciec usłyszeli zarzuty zabójstwa swojej córki. Obojgu grozi kara dożywotniego więzienia.
Ojciec dziecka przyznał podczas przesłuchania, że zdarzało się, iż stosował przemoc, żeby uciszyć niemowlę. Z jego wyjaśnień wynika, że w weekend jednego dnia uderzył dziecko otwartą dłonią w głowę, a dzień później - pięścią w głowę. Mówił także, że widział na ciele dziecka obrażenia, których on sam nie spowodował.
Matka Nadii nie przyznała się do winy. Zeznała, że dobrze opiekowała się dzieckiem. Z relacji świadków wynika jednak, że nie radziła sobie z wychowaniem dziecka. Miała także powiedzieć, że nie pójdą z córką do lekarza, bo wyszłoby na jaw, że dziecko zostało pobite.
O śmierci Nadii pogotowie ratunkowe zostało powiadomione przez jedno z rodziców w poniedziałek rano. Na twarzy dziewczynki ratownicy zauważyli zasinienia, wezwali policję i prokuratora. Przybyły na miejsce lekarz nie wykluczył, że dziecko zmarło w nocy - kilka godzin przed przyjazdem pogotowia.
Jak ustalono, przed wezwaniem karetki rodzice kontaktowali się z położną, która poleciła im wezwać ratowników. W śledztwie wyszło również na jaw, że kiedy rodzice stwierdzili, że dziecko nie żyje, próbowali ogrzać jego zimne ciało grzejnikiem.
Sekcja zwłok wykazała u Nadii złamania aż sześciu żeber, które już zaczęły się goić. Stąd wniosek, że musiały zostać połamane na kilkanaście dni przed śmiercią dziewczynki.
(mal)