Pielęgniarka ze szpitalnego oddziału ratunkowego popełniła błąd; zgubiła ją rutyna - powiedziała RMF FM dyrektor szpitala w Kartuzach. Półroczny Dawidek zmarł, bo w tym pomorskim szpitalu nikt nie udzielił mu pomocy. Śledztwo w tej sprawie wszczęła już prokuratura.

Dyrektor placówki przyznała, że pracowników izby przyjęć zgubiła rutyna. To jest niedopuszczalne. Zawinił tu pracownik – pielęgniarka z ogromnym doświadczeniem, siedemnastoletnim stażem pracy - powiedziała Barbara Kolmas.

Prokuratura wszczęła już postępowanie; śledztwo prowadzone jest w sprawie nieudzielenia pomocy dziecku, co doprowadziło do nieumyślnego spowodowani śmierci. Za co grozi do 5 lat więzienia – wyjaśnia RMF FM prokurator Marek Kopczyński. Z informacji, które otrzymaliśmy na początku, wynika, że zgon dziecka stwierdzono na terenie ośrodka zdrowia w Sierakowicach – dodaje.

Jeszcze dziś zostanie przeprowadzona sekcja zwłok chłopca. Odpowie ona na pytanie, co było przyczyną jego zgonu. Dziś także ma zostać przesłuchana matka niemowlęcia.

Mama półrocznego Dawida nie może pojąć, dlaczego ze szpitala w Kartuzach odesłano ją po skierowanie do lekarza pierwszego kontaktu, do oddalonej o kilkanaście kilometrów przychodni w Sierakowicach. Odesłali mnie po głupi kwitek, głupi kawałek papieru. (…) A to była kwestia minuty, sekundy. Lekarz zaraz wziął dziecko… Biegli i krzyczeli, że umiera - mówi zapłakana. Relacja reportera RMF FM Wojciecha Jankowskiego:

Na pracę szpitala w Kartuzach skargę złożył także mężczyzna, którego w sobotę odesłano do ośrodka zdrowia z gorączkującym dziewięciomiesięcznym synkiem.