"Każdy, kto wyjeżdża za granicę z biurem podróży, może - w razie bankructwa biura - czuć się w stu procentach bezpieczny" - zapewnia minister sportu i turystyki Joanna Mucha. To jej resort nie zdążył przygotować na czas przepisów ustawy o turystycznym funduszu gwarancyjnym, która miała zapewnić pieniądze na sprowadzanie klientów upadłych biur do kraju.

Zobacz również:

To nie jest zależne tylko i wyłącznie ode mnie, czy dany projekt jest właśnie procedowany. Ten projekt przeszedł bardzo głęboką ewolucję i w tej chwili nasza propozycja jest wyraźnie inna od tej, od której zaczynaliśmy. Ze względu na dość długie vacatio legis nie jest możliwe, żeby w tym sezonie te rozwiązania już funkcjonowały - tłumaczy Mucha w rozmowie z reporterką RMF FM Barbarą Zielińską.

Równocześnie zapewnia jednak, że podróżni są bezpieczni, bo również teraz touroperatorzy wpłacają gwarancje, dzięki którym możliwe będzie ewentualne sprowadzenie klientów danego biura do kraju. Wysokość gwarancji zależy od rozporządzenia ministra finansów, a nie od funduszu gwarancyjnego. W ubiegłym roku problem dotyczył 400 tysięcy złotych, więc stosunkowo niewielkiej kwoty, i w tym roku przygotujemy takie rozwiązania, by nikt nie mógł czuć się zagrożony - zapowiada Mucha. Zapewnia, że będą one gotowe przed sezonem. Nawet jeżeli nie będzie to nasza ustawa, to będą to rozwiązania, które zapewnią naszym podróżnym pewne bezpieczeństwo - mówi minister.

Fatalna sytuacja polskich biur podróży

Zaledwie dwa dni temu informowaliśmy, że polskie biura podróży są w fatalnej kondycji finansowej. W Krajowym Rejestrze Długów figuruje obecnie blisko 430 firm - to aż jedna dziesiąta wszystkich biur podróży w kraju. W porównaniu do sierpnia ubiegłego roku liczba zadłużonych touroperatorów wzrosła o ponad 40.

Średnio każde z biur jest  "na minusie" ponad 20 tysięcy złotych, więc w sumie dług wszystkich na liście KRD przekracza 8,5 miliona złotych.

Gwarancje niewystarczające

W ubiegłym roku upadło 10 polskich biur podróży. Ponieważ ich gwarancje ubezpieczeniowe okazały się zbyt małe, by pokryć operacje sprowadzenia z zagranicy klientów, dopłacić musiały samorządy. W sumie marszałkowie z trzech województw wyłożyli ponad pół miliona złotych. O zwrot pieniędzy prosili wojewodów oraz ministerstwa finansów i sportu. Wszędzie usłyszeli "nie".

Teraz zapowiedzieli więc, że nie będą ściągać turystów upadłych biur z zagranicy. Nie stać ich na to, a poza tym nie należy to do ich kompetencji. Rząd próbuje jeszcze przekonać ich do zmiany decyzji, ale wydaje się, że klamka już zapadła.