Jest ciąg dalszy głośnej i wzbudzającej duże kontrowersje sprawy z 2008 roku. Jakub T. - Polak skazany w Wielkiej Brytanii za gwałt i pobicie kobiety w Exeter - zakończył właśnie odbywanie kary 12 lat więzienia i opuścił Zakład Karny w Gębarzewie. Jeden z jego obrońców mec. Mariusz Paplaczyk zapowiada, że mężczyzna chce "walczyć o prawdę i swoje dobre imię". Jakub T. nigdy nie przyznał się do winy.

W 2008 roku Jakub T. został skazany w Wielkiej Brytanii na dwie kary dożywocia: jedną wymierzono mu za zgwałcenie dwa lata wcześniej mieszkanki Exeter, drugą za ciężkie pobicie kobiety. Brytyjski sąd orzekł wtedy, że skazany ma odbywać kary równocześnie, a o warunkowe zwolnienie może ubiegać się po 9 latach.

W Polsce wyrok dostosowano do polskiego prawa, dlatego T. miał spędzić w więzieniu 12 lat. Kilka dni temu opuścił Zakład Karny w Gębarzewie, o czym poinformowały lokalne media i co teraz potwierdził jeden z jego obrońców mec. Mariusz Paplaczyk. Jak podał: Jakub T. "skończył odbywanie kary 12 lat pozbawienia wolności, którą orzekł wobec niego sąd brytyjski, a polski sąd dostosował. W ubiegłym tygodniu opuścił on zakład karny".

Adwokat podkreślił również, że jego klient "zapowiada, że w tej chwili chce zadbać o swoje dobre imię i dojść do prawdy".

Trudno było mu się bronić będąc w więzieniu, ale on się nie poddaje i zapowiada, że będzie próbował wszelkimi dostępnymi, legalnymi środkami dążyć do tego, aby to postępowanie w Wielkiej Brytanii wznowić - zaznaczył.

Podkreślił także, że jest ku temu szansa, ponieważ "kilka lat temu doszło do skazania lekarza, który był odpowiedzialny za pobranie próbek u pokrzywdzonych".

Sąd dyscyplinarny w Londynie skazał lekarza za złe oznaczenie próbek pobranych od pokrzywdzonej, za zbyt późne ich pobranie oraz za zwlekanie w kontakcie z policją przez ponad pół roku. Biegły jakby się rozpłynął: nie składał zeznań, nie było wiadomo, co się z tymi próbkami dzieje. Za te czyny właśnie został skazany prze sąd dyscyplinarny izby lekarskiej. Dlatego też dopiero teraz, po kilku latach, pojawiły się nowe dowody, którymi Jakub T. nie dysponował wcześniej, w trakcie procesu - tłumaczył adwokat.

Dodał, że wraz z drugim obrońcą mec. Wojciechem Wizą liczą "na pomoc brytyjskich kolegów, którzy będą mogli teraz spojrzeć na tę sprawę również w inny sposób z uwagi m.in. na upływ czasu i na pewne wydarzenia, które nastąpiły po wyroku".

Pytany, kiedy obrońcy planują podjęcie pierwszych kroków w tej sprawie, odpowiedział, że jest to kwestia najbliższego kwartału.

Najpierw trzeba by doprowadzić do wznowienia tego postępowania w Wielkiej Brytanii. Tam są bardzo trudne, można powiedzieć: trudne do uchwycenia, podstawy prawne, chociaż nie jest to niemożliwe. Dopiero wtedy (będzie) można mówić o czymkolwiek - stwierdził mec. Paplaczyk.

Nie zapominajmy, że ta sprawa nigdy nie była w drugiej instancji, Jakub T. nie miał możliwości odwołania się, ponieważ w Wielkiej Brytanii druga instancja - tak jak u nas powszechna i występuje praktycznie w każdej sprawie - jest porównywana do polskiej kasacji. Muszą być zatem spełnione specjalne podstawy, specjalna opinia prawników i na tamten czas - takiej podstawy do złożenia apelacji nie było. Czyli jego sprawa obiła się tylko o jeden sąd - podkreślił adwokat.

Przypomnijmy, że podstawą wyroku wydanego przez brytyjski sąd był materiał DNA znaleziony na ciele ofiary. Obrona Jakuba T. kwestionowała jednak ten koronny dowód prokuratury.

Ofiara nie pamiętała, co się wydarzyło

Ofiarę gwałtu i pobicia, za które skazany został Polak, wówczas 48-letnią, znaleziono w lipcu 2006 roku nagą, nieprzytomną i bliską śmierci. Kobieta miała poważny uraz głowy. Jej obrażenia były tak ciężkie, że nie pamiętała, co się stało.

Przez resztę życia była niesamodzielna. Zmarła w kwietniu 2010 roku.