Julia Pitera została odwołana przez premiera Donalda Tuska ze stanowiska pełnomocnika rządu ds. walki z korupcją. Oznacza to, że ustawa korupcyjna, którą znana polityk PO kilka lat temu szumnie zapowiedziała, najprawdopodobniej nie powstanie. Przyjrzyjmy się, jak wyglądało jej "pisanie".

Julia Pitera została ministrem w rządzie Donalda Tuska pod koniec listopada 2007 roku, a 5 grudnia powołano specjalnie dla niej stanowisko pełnomocnika rządu ds. walki z korupcją. Zapowiedziała wtedy powstanie nowej ustawy antykorupcyjnej i zabrała się za pisanie jej projektu.

Czas jednak mijał, a ustawy nie było. W grudniu 2009 roku pani minister w rozmowie z Konradem Piaseckim przyznała, że projekt powstaje w bólach.

Zaprzeczyła jednak, że trafił on do kosza. Kilka miesięcy później, w maju 2010 jako gość "Przesłuchania" Agnieszki Burzyńskiej, nie zareagowała na sugestię, że ustawa jednak wylądowała w koszu.

We wrześniu 2010, znów w "Kontrwywiadzie" Konrada Piaseckiego, stwierdziła, że rozmawiała z premierem i z tej rozmowy wnioskuje, że wszystko jest na dobrej drodze.

Niestety, już w lutym roku następnego zapowiedziała w "Przesłuchaniu", że do końca kadencji nie będzie ustawy antykorupcyjnej.

"Kontrwywiadzie" z września 2011 roku stwierdziła, że nie ma mimo wszystko poczucia klęski.

Na tym zapewne historia feralnego aktu prawnego się zakończy, ponieważ premier Donald Tusk 30 listopada odwołał Julię Piterę zarówno ze stanowiska ministra, jak i z funkcji pełnomocnika rządu ds. walki z korupcją. Nieco wyblakła gwiazda PO zajmie się pewnie teraz czymś równie absorbującym.