Izraelska armia ponownie wkroczyła na teren Strefy Gazy, terenu należącego do Autonomii Palestyńskiej. Używając czołgów i ciężkiego sprzętu budowlanego żołnierze zniszczyli posterunek palestyńskiej policji niedaleko Rafah w południowej części Gazy. Po zburzeniu budynku wojsko powróciło na stronę izraelską. Zaledwie wczoraj armia Izraela wycofała się z innego regionu Strefy Gazy, kończąc trwającą jeden dzień okupację.

Napięcie na Bliskim Wschodzie rośnie już od wczesnych godzin rannych. Izraelskie czołgi zaatakowały wtedy dwie dzielnice Hebronu - Abu Sneineh i Harat al-Szejk, z których wcześniej - jak twierdzą Izraelczycy - palestyńscy snajperzy ostrzelali żydowską enklawę w centrum miasta. Jeden z wystrzelonych w pocisków spadł na arabski szpital Alia. W Hebronie mieszka około 130 tysięcy Arabów i 450 żydowskich osadników. Kilka dni temu palestyński snajper zastrzelił tam 11-miesięczną dziewczynkę żydowską, co spowodowało ogromny wzrost niepokojów w mieście.

Przypomnijmy: w nocy z poniedziałku na wtorek armia izraelska wkroczyła do Strefy Gazy na część obszaru tzw. strefy A, pozostającej pod bezpośrednim zarządem palestyńskich władz autonomicznych. Był to odwet za poniedziałkowy palestyński atak moździerzowy na miejscowość Sederot na południu Izraela. Pociski wystrzelono z odległości około trzech kilometrów z ziem palestyńskich w obrębie Strefy. W 24 godziny po zajęciu części strefy A, armia Izraela wycofała się na wcześniejsze pozycje. Nieoficjalnie wiadomo, że to Waszyngton szczególnie mocno naciskał na Izrael, aby zakończyć obecną fazę konfliktu z Palestyńczykami. Dlatego premier Ariel Szaron zmuszony był zrezygnować z planów utworzenia rejonu buforowego w północno-wschodniej części Strefy Gazy. Z kolei Jaser Arafat zobowiązał się uroczyście wobec USA, że Palestyńczycy nie będą więcej ostrzeliwać z moździerzy żydowskich osiedli. Zaledwie sześć godzin po tym jak ostatni Izraelczyk opuścił tereny palestyńskie ostrzał z moździerzy został wznowiony. Pytanie tylko co teraz zrobi rząd Szarona.

foto EPA

15:40