Prezydent Gruzji deklaruje, iż może się zgodzić na przedterminowe wybory prezydenckie i powtórzenie parlamentarnych. Warunkiem podjęcia rozmów musi być jednak opuszczenie przez opozycję budynków rządowych.

W Gruzji trwa popołudnie, które może rozstrzygnąć o przyszłości tego kraju w najbliższych latach. Od rana w Tbilisi przebywa szef rosyjskiej dyplomacji. Igor Iwanow występuje jako główny mediator między stronami konfliktu. Przed spotkaniem z opozycją, spotkał się z prezydentem Eduardem Szewardnadze, a także ministrami spraw zagranicznych i bezpieczeństwa państwowego.

Na razie w stolicy jest spokój. Bardzo spokojne oświadczenie wygłosił minister obrony Dawid Tewzadze, który w warunkach ogłoszonego przez prezydenta stanu wyjątkowego jest obecnie najważniejszą postacią w państwie. Tewzadze powiedział, że armia nie dostała rozkazu użycia broni przeciwko opozycjonistom, ale w przypadku pojawienia się w kraju chaosu wypełni swoją rolę.

Niebezpieczeństwo zamieszek ciągle istnieje, gdyż Szewardnadze ogłosił zamiar zwołania nowego parlamentu, którego wybory, jak twierdzi opozycja, były sfałszowane. Ponieważ proprezydenccy deputowani mogą zebrać się w budynku MSW, liderzy opozycji wezwali swoich zwolenników, by otoczyli siedzibę ministerstwa.

Jednocześnie prezydent stara się skonsolidować swój obóz - właśnie zwolnił ze stanowiska bardzo wpływowego polityka Tedo Dżaparidzego, sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego. To właśnie Dżaparidze po raz pierwszy przyznał publicznie że wybory parlamentarne faktycznie zostały sfałszowane.

Sytuacja jest więc jeszcze daleka od rozwiązania, chociaż opozycjoniści na placu przed parlamentem już świętują zwycięstwo. Dla wielu symboliczny jest fakt, że dzisiaj obchodzi się dzień patrona Gruzji, świętego Jerzego Zwycięzcy.

16:05