Sprawa ujawnienia części zeznań Wandy Marciniak, złożonych wczoraj przed sejmową przed komisją śledczą wzbudziła gorące emocje. Wciąż jednak nie wiemy, kto jest sprawcą całego zamieszania, czyli kto prasie owe informacje ujawnił?

„Rzeczpospolita”, powołując się na informacje od jednego z posłów komisji śledczej, ujawniła, że Marciniak powiedziała, iż prokuratorzy badający sprawę Rywina przed przesłuchaniem Leszka Millera dostali od przełożonych kartkę z pytaniami, jakie mają być zadane premierowi.

Poseł, który te informacje przekazał, nie poczekał na decyzję ministra sprawiedliwości o odtajnieniu zeznań byłej prokurator. Czy było to naruszenie tajemnicy służbowej ze strony posła? O to

zapytaliśmy szefa warszawskiej prokuratury apelacyjnej Zygmunta Kapustę. Czekamy na jego odpowiedź.

Ujawnienie tajnych informacji oburzyło szefa komisji śledczej. Posła-informatora Tomasz Nałęcz nazwał publicznie smarkaczem, donosicielem, głupcem i człowiekiem pozbawionym honoru. Mimo to marszałek nie zamierza składać doniesienia do prokuratury: Uważam, że trzeba ścigać autentycznych przestępców, a nie posłów, którzy przez przypadek nie chodzą w krótkich majtkach - uważa Nałęcz.

To udramatyzowanie sytuacji przez pana marszałka Nałęcza jest zdecydowanie przesadne, a słowa za ostre - oceniał poseł Jan Rokita, zastrzegając jednocześnie, że to nie on stoi za publikacją dziennika. Jego zdaniem ustalenie rozmówcy autora artykułu nie jest sprawą najważniejszą.

Marszałek twierdzi jednak inaczej: Donosiciel pani redaktor Zalewskiej przekazał jej prawdy i nieprawdy, a jajeczko nie może być częściowo nieświeże, przetkany nieprawdami ten tekst jest nieprawdziwy - dodał Nałęcz.

Jedno jest pewne: gdyby nie utajnianie wczorajszego przesłuchania, komisja nie miałaby dziś takich problemów.

14:40