Chcemy się dowiedzieć jak szkoły pomagają dziewczynom w ciąży - twierdzi wicepremier Roman Giertych. Minister edukacji opowiadał na zarzuty "Gazety Wyborczej", która napisała, że szkoły w całej Polsce na polecenie ministerstwa mają szukać uczennic, które były w ciąży bądź teraz w nią zaszły.

Nie można dobrze pomagać, dostosować form pomocy do oczekiwań, jeśli nie wie się, ile jest tych dziewczyn - tłumaczy intencje swego resortu minister.

Ręce opadają - komentują nauczyciele i pytają, czy dostaną aparaty USG - pisze "Gazeta Wyborcza”. Tuż przed świętami ankieta trafiła do dyrektorów liceów, gimnazjów i szkół podstawowych (dziewczynki z klas V-VI). Szkoła ma ustalić, ile dziewcząt zaszło w ciążę w ubiegłym roku szkolnym i przed dwoma laty oraz ile obecnie jest w stanie błogosławionym. Giertych tłumaczy to dobrem uczennic. Posłuchaj relacji Mariusza Piekarskiego:

Z ankiety nie wynika jednoznacznie, czy chodzi o uczennice, które zaszły w ciążę i urodziły dziecko, czy także o przypadki poronień i usunięcia ciąży. Ewa Mirowska, świętokrzyski wicekurator oświaty: - Raport ma zawierać informacje o uczennicach w ciąży. Nic więcej nie potrafię na ten temat powiedzieć.

W szkołach ankieta wywołała konsternację. Już kilka godzin po jej publikacji na stronie internetowej kuratorium było kilkadziesiąt wpisów. - Jeśli uczennica w ubiegłym roku skończyła naszą szkolę, to mam ją teraz sprawdzać, czy przypadkiem nie była wtedy w ciąży? - pyta jeden z dyrektorów. Kolejny pyta: - Jeśli ankieta ma być rzetelna, to trzeba dać nam aparat USG?

Nauczyciele zwracają też uwagę, że to są bardzo osobiste sprawy - przecież uczennice w III klasie liceum to w większości pełnoletnie osoby. Nauczyciele dziwią się, że minister zwraca się z tym pytaniem do nich. - Przecież każdy szpital prowadzi statystykę, w której określony jest wiek rodzącej - mówią. Na wypełnienie ankiet dyrektorzy mają czas do 8 stycznia przyszłego roku.