Ekolodzy, którzy wdrapali się na komin elektrowni Turów, odpowiedzą za wtargnięcie na teren prywatny. Protestujący chcieli w ten sposób zwrócić uwagę na problem spalania węgla, który jest szkodliwy dla środowiska.

Ekolodzy siedzieli na kominie przez siedem godzin. Teraz odpowiedzą za wtargnięcie na teren zamknięty.

Policja musi także ustalić, kto zniszczył zabezpieczenia na koronie komina. Osoby te odpowiedzą za straty. Niewykluczone, że ekologom zostanie postawiony także zarzut naruszenia nietykalności. Ochroniarze, którzy próbowali zatrzymać szturm ekologów powiadomili policję o tym, że zostali zaatakowani przez aktywistów.

Na chłodnię kominową weszło 12 osób, m.in. z Polski, Czech, Węgier i Finlandii. Aktywiści rozwinęli na kominie transparent w kształcie krzyża z napisem "PGE-węgiel zabija".

W ten sposób Greenpeace zaapelowało do Polskiej Grupy Energetycznej, która jest właścicielem Elektrowni Turów, o rezygnację z budowy nowych bloków i elektrowni węglowych. Ekolodzy chcą, aby PGE "zmniejszyła emisję zanieczyszczeń pochodzących ze spalania węgla i zwiększyła udział odnawialnych źródeł w bilansie produkcji energii, tak by zminimalizować wpływ produkcji energii na zdrowie i życie ludzi".

Zdaniem ekologów, PGE w ramach tzw. Przejściowego Planu Krajowego ubiega się o to, aby do 2018 r. miała możliwość emisji zanieczyszczeń ponad limity określone w dyrektywie unijnej.

Nie pierwszy taki protest

To druga w przeciągu dwóch lat akcja Greenpeace w Elektrowni Turów. W marcu zeszłego roku kilkunastu aktywistów weszło na chłodnię kominową, aby zwrócić uwagę na problem wspierania spalania drewna zmieszanego z węglem jako energii odnawialnej. Organizacja nazywała to "oszustwem".