Część podstawówek osobliwie obchodzi się z rządowym elementarzem, np. chowa go w bibliotekach, "by się nie zniszczył", a uczniom każe drukować strony na kolejne lekcje. "Gazeta Wyborcza" podkreśla, że takie przypadki należy zgłaszać do kuratorium.

Docierają do nas sygnały, że niektóre szkoły chcą zmusić rodziców, by dopłacali do pomocy naukowych - mówi rzeczniczka MEN Joanna Dębek. Tymczasem nie mają prawa wziąć ani złotówki; żerują na tym, że rodzice nie zawsze znają założenia reformy - dodaje.  
 
Dlatego apelujemy: Nie dajcie się oszukiwać, a jeśli są wątpliwości, zgłaszajcie je kuratorom oświaty lub na naszą infolinię - podkreśla rzeczniczka.

"Nasz elementarz" opracowany na zlecenie Ministerstwa Edukacji Narodowej trafił do 11 413 publicznych i 632 niepublicznych szkół podstawowych. To 97,38 proc. szkół w Polsce. Darmowy podręcznik zamówiło: 99,6 proc. szkół publicznych i 70,5 proc. szkół niepublicznych. Tylko 52 szkoły publiczne nie zamówiły darmowych podręczników. W województwach mazowieckim i lubuskim darmowy podręcznik zamówiły wszystkie szkoły publiczne.

(mpw)