50-letnia lekarka z łódzkiego szpitala dziecięcego została oskarżona przez prokuraturę o nieumyślne spowodowanie śmierci 6-miesięcznego chłopca. Kobieta niewłaściwie podała dziecku lek. Twierdzi, że przez pomyłkę. Nie przyznała się do zarzutów. Grozi jej do 5 lat więzienia.

Do tragedii doszło przed dwoma laty. Mateusz urodził się w połowie stycznia 2012 roku jako jeden z bliźniaków. W lutym chłopiec i jego brat w stanie ciężkim trafili na oddział intensywnej terapii i anestezjologii szpitala przy ul. Spornej w Łodzi. Chłopcy leczeni byli także onkologicznie.

Pod koniec marca Mateuszowi podawane były leki, w tym także związane z terapią onkologiczną. Jeden z tych leków, zgodnie z zaleceniami onkologów, należało zastosować dożylnie. 50-letnia lekarka przez pomyłkę zaaplikowała go do rdzenia kręgowego. Według opinii biegłych, tak podany lek stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia pacjenta, ze względu na silne działanie neurotoksyczne.

Stan chłopca szybko się pogorszył. Dziecko natychmiast przewieziono do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Nie udało się jednak zneutralizować działania leku i zapobiec skutkowi jego niewłaściwego podania. Chłopiec zapadł w śpiączkę. Był sztucznie utrzymywany przy życiu i całkowicie sparaliżowany. Zmarł w połowie czerwca. W ocenie biegłych istnieje związek pomiędzy błędem lekarki, a śmiercią dziecka.

W śledztwie lekarka potwierdziła, że przez przypadek podała chłopcu lek. Nie przyznała się˙jednak do zarzutów.

(MRod)