Zwłoki wyłowione w czwartek z rzeki Uszwica w okolicach Borzęcina w Małopolsce to zaginiona Grażyna Kuliszewska - informację tę potwierdza prokuratura w Tarnowie. Kobieta była poszukiwana od 4 stycznia.

Jak informuje reporter RMF FM Marek Wiosło, ciało 34-taki zidentyfikowała rodzina. Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci kobiety. Według nieoficjalnych informacji, na jej ciele nie było żadnych obrażeń.

Grażyna Kuliszewska zaginęła 4 stycznia. Miała wylecieć do Londynu z lotniska w podkrakowskich Balicach. Do Balic nie dotarła. W jej poszukiwania było zaangażowanych kilkudziesięciu policjantów. To jeden z funkcjonariuszy odnalazł ciało kobiety w rzece Uszwica, niedaleko od miejsca gdzie mieszkała jej rodzina.

Na niewyjaśnione okoliczności zaginięcia kobiety wskazywali dziennikarze Onetu i Fakt24.

Grażyna Kuliszewska na co dzień pracowała w Wielkiej Brytanii. 3 stycznia przyleciała z Londynu do Polski, a następnego dnia miała z powrotem wylecieć do Londynu. Ostatni ślad po 34-latce to rozmowa telefoniczna z siostrą, której mówiła, że przenocuje z synem u ojca. Do ojca jednak nie dotarła. 4 stycznia nie pojawiła się również na lotnisku do Londynu.

Kuliszewska miała przepisać na swojego męża Czesława dom w Polsce, w zamian za 15 tys. funtów. Podczas styczniowego pobytu w Polsce małżeństwo miało odwiedzić notariusza, aby podpisać umowę o prawie męża do nieruchomości. Do podpisania dokumentu jednak nie doszło, ponieważ - według relacji męża - brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły.

Mąż Grażyny opisywał też dziennikarzom, że 3 stycznia wieczorem żona była zdenerwowana. W pewnym momencie usłyszał krzyki, płacz jej i ich pięcioletniego syna. Poszli spać, syna ułożyli między sobą, dziecko zasnęło i przestało płakać. Kiedy mężczyzna wstał rano, żony już nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale kobiety tam nie było. Zawiadomił o tym bliskich i policję.

Dwa tygodnie po zaginięciu - czytamy w portalach - Sardar, Kurd mieszkający w Wielkiej Brytanii, miał zamieścić na Facebooku ogłoszenie o zaginięciu Grażyny, a za informacje o kobiecie oferował 100 tys. zł. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że Grażyna i Kurd mieli romans. Sardar twierdzi, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę, która jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją.

Dziennikarze dotarli do nagrania, na którym słychać kłótnię Grażyny i jej męża Czesława. Na nagraniu z 21 listopada widać też ich pięcioletniego syna; mężczyzna grozi kobiecie i przezywa ją, kłócą się o dom. Dziennikarze Onetu i Faktu24 ustalili także, że Polka bez zgody męża wzięła pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.