Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zarządziła kontrolę w brytyjskiej firmie, która miała dbać o dobrą jakość autostrady A2. Jak ustaliła dziennikarka RMF FM, chodzi o tzw. niezależnego inżyniera czuwającego nad budową trasy. To kolejna odsłona konfliktu pomiędzy rządową GDDKiA a prywatnym koncesjonariuszem - spółką Autostrada Wielkopolska SA.

W ekspertyzie zleconej przez GDDKiA znajdują się dowody na to, że 50-kilometrowy odcinek został fatalnie wykonany; warstwy były układane w zbyt długich odstępach czasu, a to spowodowało, że droga stała się zbyt „sztywna” i zaczęła pękać. Winnych tego stanu ma wskazać kontrola zarządzona właśnie u inżyniera zewnętrznego.

Niezależnie od tych ustaleń już wiadomo – zaznacza Andrzej Maciejewski z GDDKiA – że trzeba będzie zerwać całą wierzchnią warstwę autostrady i sprawdzić co jest pod spodem. Potem trzeba wszystko położyć na nowo.

Zupełnie inaczej tę samą ekspertyzę interpretuje Autostrada Wielkopolska. Firma na przygotowanie odpowiedzi zdążyła się zresztą dobrze przygotować, bo dokumenty otrzymała już pięć dni temu. Ich zdaniem wprawdzie błędy i usterki były, ale ekspertyza wcale nie przewiduje remontu, a jedynie wymianę nawierzchni.

Zdjęta zresztą ma być tylko jedna warstwa, nazywana warstwą ścieralną, bo przejechało po niej tyle samochodów, ile zaplanowano. W jej miejsce zostanie położona nowa, grubsza. Poza tym tak przewiduje kontrakt podpisany przed wielu laty.

Według Autostrady Wielkopolskiej całe zamieszanie wokół A2 to element nagonki, której celem ma być osłabienie firmy podczas trwających właśnie negocjacji z rządem o budowę odcinka Nowy Tomyśl-Świecko. Tę wersję potwierdzają także inni rozmówcy Adama Górczewskiego, również z Generalnej Dyrekcji. Twierdzą oni, że ekspertyza wykluczyła najpoważniejsze uszkodzenia na odcinku Nowy Tomyśl-Poznań, którymi straszeni byliśmy wiosną.