„Cokolwiek się stanie, jesteśmy gotowi” - deklarują ekstremiści z Hezbollahu w libańskim, anglojęzycznym dzienniku "Daily Star". To odpowiedź na groźby płynące z Waszyngtonu, że kolejnym po Iraku celem amerykańskiego ataku może być Syria i właśnie terrorystyczna organizacja Hezbollah.

"Daily Star" pisze, że wydarzenia ostatnich dni wyraźnie pokazują, że Amerykanie chcą "zneutralizować" działalność Hezbollahu m.in. poprzez wywieranie nacisku na władze w Damaszku. Jedną z form owego nacisku jest obecność w sąsiadującym z Syrią Iraku 200 tys. amerykańskich żołnierzy.

Do zarzutów przeciwko Syrii, wysuwanych przez jastrzębi z administracji USA swoją listę zarzutów oraz żądań dołączył Izrael. Nasza lista żądań jest długa - mówił w wywiadzie dla izraelskiego dziennika "Maariw" minister obrony Szaul Mofaz.

Wymieniał: to między innymi usunięcie zagrożenia, jakim jest obecność Hezbollahu w południowym Libanie (często atakuje rakietami przygraniczne miejscowości w Izraelu) oraz powstrzymanie pomocy, jaka płynie z Iranu dla Hezbollahu przez syryjskie porty.

Izraelczycy nie kryją, że to Amerykanie pomogą im wyegzekwować spełnienie tych żądań. Niewykluczone, że są to warunki, jakie Izrael postawił Bushowi w zamian za akceptację jego planu pokojowego dla Bliskiego Wschodu - planu, który zakłada powstanie państwa palestyńskiego.

Sam Hezbollah jednak, choć nad głową terrorystów zbierają się czarne chmury - zdaje się nie bać przyszłości. Nie zaprzeczamy, że Amerykanie wywierają naciski na Syrię i Liban, ale nie mamy się czego bać - mamy przecież ideologię - mówił dziennikowi "Daily Star" jeden z działaczy Partii Boga.

Przywódcy Hezbollahu wierzą, że czarne chmury nad ich głowami wkrótce się rozejdą, bowiem władze Syrii nie mają zamiaru stać się kolejnym celem amerykańskiego ataku. Poza tym także Brytyjczycy nie kryją, że nie chcą kolejnej wojny. Gdyby jednak do wojny doszło? Na razie patrzymy uważnie i przygotowujemy się na najgorsze - mówią działacze Hezbollahu.

16:20