Amerykanie tracą nadzieję, że sprawa prezydentury rozstrzygnie się na szczeblu komisji wyborczych. Coraz bardziej prawdopodobne jest, że w wyłonieniu 43. prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie miał swój udział sąd.

Około godziny 15. sędzia federalny na Florydzie rozpocznie rozpatrywanie wniosku złożonego w sobotę przez sztab Geore'a W. Busha. Republikanie chcą zakazać ręcznego liczenia głosów jako podatnego na błędy i manipulacje.

Demokraci częściowo rozpoczęli już tę procedurę: ma ona objąć cztery silnie demokratyczne hrabstwa Florydy. Jak pokazała w niedzielę próbka procenta z Palm Beach County przeliczenie powinno zapewnić Gore'owi wystarczająco wiele głosów by nawet spodziewane, prorepublikańskie głosy przysyłane pocztę, nie odebrałyby mu zwycięstwa. Komisja wyborcza hrabstwa Palm Beach po przeliczeniu jednego procenta głosów zażądała w niedzielę przeliczenia ręcznego wszystkich, około 425 tysięcy głosów w tym hrabstwie. Okazało się bowiem, że Al Gore zyskał 19 nowych głosów. Gore zdobył łącznie 33 dodatkowe głosy, zaś George W. Bush otrzymał 14 takich głosów - powiedział sędzia Charles Burton. Przeliczanie kwestionowanych kartek wyborczych nadzorowali przedstawiciele partii Demokratycznej i Republikańskiej. Przedstawiciele Demokratów oświadczyli, że ponieważ przeliczenie ręczne jednego procenta głosów zapewniło Gore'owi dodatkowe głosy, mogące zmienić wynik wyborów, domagać się będą ręcznego obliczenia wszystkich głosów oddanych w hrabstwie. Po przeliczeniu ponad 6 mln głosów oddanych we wtorek na Florydzie Bush uzyskał przewagę na Gore'em wynoszącą zaledwie kilkaset głosów. Obaj kandydaci potrzebują 25 głosów elektorskich Florydy dla wygrania całych wyborów prezydenckich w USA. Wynik na Florydzie jest kluczowy - ten z kandydatów, który wygra w tym stanie, będzie nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych.

08:20