Związki zawodowe celników prawdopodobnie zbojkotują spotkanie z szefem służby celnej Jackiem Dominikiem. Ministerstwo finansów miało przedstawić propozycję zmian, które mają poprawić sytuację w służbie celnej. Większość celników, domagając się poprawy warunków pracy, nie przychodzi od kilku dni do pracy, a to z kolei doprowadziło do gigantycznych kolejek na przejściach granicznych.

Szanse, że do spotkania dojdzie są właściwie żadne. Celnicy uważają, że rozmowy będą mało znaczące, a przecież domagają się podwyżek, zmian legislacyjnych i przede wszystkim konkretnego harmonogramu wprowadzenia ich w życie.

Barbara Smolińska ze Związku Zawodowego Służby Celnej RP nie pozostawia wątpliwości: Jeśli nie dostaniemy informacji, że na spotkaniu poznamy konkrety ze strony resortu finansów, szansa, że się na nim pojawimy, jest minimalna - mówi. Jeżeli nie będzie pełnomocnictwa, nie będzie gwarancji to organizowane spotkanie, w opinii Smilińskiej, będzie zbyt ogólne. W tej sytuacji nie ma już czasu, żeby rozmawiać o tym, co się planuje. Ta góra problemów przewróciła się i rozlała na cały kraj.

Ministerstwo finansów w tej sprawie milczy, a jego rzecznik zachowuje stoicki spokój O 13.30 zobaczymy, kto będzie na spotkaniu obecny.

Celnicy: Pomysły resortu finansów są absurdalne

Zgodnie z zapowiedziami w całej Polsce wciąż przybywa strajkujących celników, i to nie tylko na przejściach granicznych. Od rana pracownicy urzędów celnych w Poznaniu, Lesznie, Pile i Kaliszu składają wnioski o urlop na żądanie. Ministerstwo finasów zaproponowało rozwiązanie - odprawy wewnątrz kraju. Celnicy określili ten pomysł jednym słowem: "absurd". To niecelna propozycja, nietrafiony pomysł.

Okazuje się, że oddziały celne z listy ministerstwa, które miały przejąć kontrole graniczne wewnątrz kraju, też nie pracują.

Rzeczniczka Izby Celnej w Białej Podlaskiej Anna Siemieniuk mówi wprost, że kierowcy nie mają po co jechać na przykład do Chełma czy Lublina - to najbliższe punkty odpraw, które miały przyjąć kierowców z gigantycznej kolejki w Dorohusku. W naszej Izbie Celnej oddziały wewnętrzne też są w zasadzie sparaliżowane (...) w pracy jest jedna, dwie, maksymalnie trzy osoby - twierdzi Siemieniuk.

Celnicy z tych oddziałów wzięli urlopy na żądania lub zwolnienia lekarskie.

We Wrocławiu - na 90 zatrudnionych w dwóch izbach celnych, w pracy jest 10. Na całym Dolnym Śląsku i w Łódzkiem podobnie. Ogłoszony wczoraj pomysł na rozwiązanie kryzysu na granicy okazuje się w tej sytuacji fikcją.

Celnicy nieoficjalnie mówią, że propozycja ministerstwa finansów jest nierealna także z innych powodów. Po pierwsze, nie wszystkie towary można odprawić w innych placówkach. Część produktów żywnościowych musi być odprawiona na granicy. Nawet jeśli uda się oclić towar w Kielcach, to i tak na granicy celnik musi wbić w dokumentach przynajmniej jedną pieczątkę i wprowadzić towar do systemu komputerowego, by Unia wiedziała, że opuszcza on Polskę.

Tak więc kolejki, zamiast - zgodnie z obietnicami ministerstwa finansów - znikać, zwłaszcza dziś mogą się stanowczo wydłużyć.