Dwa dni trwały poszukiwania mężczyzny, który na zbudowanej ze śmieci tratwie dryfował po Bałtyku. 24-latek ze Szczecina może mówić o sporym szczęściu. Mężczyznę 11 kilometrów od brzegu odnaleźli i uratowali Strażnicy Graniczni ze Świnoujścia.

Mężczyzna tłumaczył, że sytuacja rodzinna zdenerwowała go na tyle, że postanowił udać się w rejs donikąd. Tratwę zbudował z drewnianych palet i pustych baniaków na wodę, znalezionych w niemieckim Uckeritz. To stamtąd wyruszył w rejs.  Ten obiekt pływający miał nawet żagiel zrobiony z kawałka plandeki. Samotnego żeglarza już w poniedziałek zauważyły załogi kutrów. Poszukiwały go łodzie Straży Granicznej. Samotnego żeglarza wypatrywano też z powietrza. Dopiero wczoraj późnym wieczorem odnalazła go motorówka straży granicznej. Tratwa zaczynała się już rozpadać, więc żeglarza i jego szalupę strażnicy podjęli na swój pokład.

24-latek był odwodniony i zmęczony, ale nie potrzebował pomocy lekarza. Według strażników, którzy uratowali mu życie, nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkie groziło mu niebezpieczeństwo.