Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie tragedii w Bukowinie Tatrzańskiej. Zerwany przez wiatr dach wypożyczalni sprzętu narciarskiego uderzył w cztery osoby. Zginęły matka i jej dwie córki w wieku 15 i 21 lat, które przyjechały na Podhale na ferie z Warszawy. 16-letni chłopak został ranny.

Prokuratura Rejonowa w Zakopanem wszczęła śledztwo, które dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci trzech osób, uszkodzenia ciała i postawienia budowli bez stosownego zezwolenia.

Zostało wszczęte śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci trzech osób, to jest o czyn z artykułu 155 kodeksu karnego, jak również w sprawie uszkodzenia ciała jednej osoby z art. 157 k.k. - chodzi tu o 16-latka, który doznał u lżejszych obrażeń. Śledztwo dotyczy również art. 90 prawa budowlanego, czyli prowadzenia robót budowlanych bez wymaganej zgody lub zgłoszenia. Będziemy również analizowali, czy doszło do narażenia na utratę życia lub zdrowia większej ilości osób. Wszystko będzie kompleksowo wyjaśnione i brane pod uwagę - powiedziała szefowa zakopiańskiej prokuratury Barbara Bogdanowicz.

Jak mówił w poniedziałek prokurator Jacek Dyka, prokuratura w pierwszej kolejności musi ustalić, jakie były bezpośrednie przyczyny śmierci kobiet. Już jednak po wstępnych oględzinach mógł wysnuć pierwsze przypuszczenia. Powiedział, że prawdopodobnie doszło do naruszenia rdzenia kręgowego oraz wewnętrznych urazów twarzoczaszki.

Siła wiatru musiała być bardzo duża, bo zerwany dach przeleciał w powietrzu prawie 60 metrów, zanim uderzył w narciarki, następnie rozpadł się na trzy części i zatrzymał dopiero po 130 metrach.

Wszystko to wydarzyło się na parkingu stacji narciarskiej w Bukowinie Tatrzańskiej.

Reporter RMF FM Maciej Pałahicki, który we wtorek rano był na miejscu, relacjonował, że resztki zerwanego dachu są usunięte i wygląda na to, że zaczęła się rozbiórka prowizorycznej wypożyczalni sprzętu narciarskiego.

Zarząd stacji narciarskiej wydał wczoraj oświadczenie, że ten budynek nie należał do nich i postawiony był na prywatnym terenie. 

Można było też usłyszeć, że to była samowola budowlana - budynek był przerobiony z naczepy tira obitej deskami, a blaszany dach był zbyt słabo zamocowany.

Prokurator potwierdził, że wypożyczalnia znajdowała się w tzw. wozie Drzymały. To były krokwie prowizorycznie zrobione. Maksymalne mocowania to były na poziomie gwoździ, wkręty na poziomie długości 5 cm. Nie chcę żartować, ale solidna nie była to konstrukcja. Dla laika - jak moja osoba - nie trzeba tu biegłego, by stwierdzić, że to nie miało prawa funkcjonować - ocenił Dyka.

Jak poinformował Jacek Dyka, ustalono już, kto był dzierżawcą terenu, natomiast z uwagi na dobro śledztwa nie może ujawniać tych informacji. Dodał, że dzierżawca nie był z Podhala, natomiast właściciel wypożyczalni jest mieszkańcem tamtejszej gminy.

Pytany, w jakim kierunku będzie prowadzone śledztwo, prokurator podkreślił, że na ten moment najważniejsze jest ustalenie wersji kryminalistycznych. Mamy tutaj zaniechanie inwestora w zakresie zabezpieczania - wskazał, dodając, że interesuje go, kto "wykonał tak wadliwą konstrukcję". Prokurator wskazał przy tym, że na dalszym etapie postępowania ktoś inny będzie odpowiadał za czynności związane z "postawieniem samowolnie tego budynku", a ktoś inny np. za jego stan techniczny.

Podkreślił przy tym, że zabezpieczono monitoring, który pozwala na odtworzenie chwili uderzenia. Widać moment nie tyle zerwania z tej budki dachu, ale moment uderzenie w te osoby - wskazał.


Opracowanie: