Janusz Andrzej Zajdel - wybitny, nieżyjący pisarz SF, prekursor tzw. fantastyki socjologicznej, oryginalnego literackiego nurtu w późnych latach PRL-u - był jednym z bohaterów panelu naukowego podczas Kongresu Futurologicznego w Krakowie.

Rozmawiałem na temat aktualności przesłania powieści "Limes inferior" oraz "Paradyzja" z dr hab. Edytą Rudolf oraz dr Marcinem Kowalczykiem.

Biogramy moich rozmówców: 

Dr hab. Edyta Rudolf: pracownik Muzeum Farmacji Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu oraz członkini Jury Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego. Jej naukowe, popularyzatorskie i krytyczne zainteresowania skierowane są przede wszystkim na literaturę, w tym literaturę fantastyczną, kulturę, w tym kulturę popularną oraz historię medycyny. Aktualnie jej głównym przedmiotem badań jest zakres transferowania elementów rzeczywistości do literatury popularnej. Członek Śląskiego Klubu Fantastyki, Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego oraz Stowarzyszenia Muzeów Uczelnianych.

Marcin Kowalczyk: doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Nauk o Kulturze Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Autor monografii "Tyrmand karnawałowy" oraz artykułów naukowych i popularnonaukowych traktujących o kulturze współczesnej. Działalność badawczą uzupełniają zainteresowania twórcze. Na prozatorski dorobek autora składają się dwie powieści science fiction: "Drugie spojrzenie na planetę Ksi" (2014) oraz "Pętle pamięci" (2017). Jego teksty ukazywały się również w czasopismach literackich, a także trafiły do kilku antologii opowiadań. Członek Rady Programowej Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej.

Fragment powieści "Limes inferior" Janusza A. Zajdla napisanej w latach 1979-1980 ("Limes inferior" znaczy po łacinie  "dolna granica".) :

Najpierw pokazano Sneerowi, jak niemiło jest utracić, choćby na krótko, możliwość korzystania z Klucza. Potem – zademonstrowano mu, że przy dobrych chęciach ze strony władz, mogą one udaremnić wszelkie próby ratowania się znanymi powszechnie sposobami. Jednym słowem, dano mu do zrozumienia, że dotychczasowy brak kłopotów zawdzięcza tylko łaskawemu przymknięciu czyjegoś oka na jego działalność. A działalność ta – jak wynikało z rozmowy – była doskonale znana odpowiednim czynnikom. W końcu, oddając mu Klucz, wykazano, że władze mogą machnąć ręką na wszystkie dotychczasowe sprawki Sneera – oczywiście pod pewnymi warunkami. Te warunki właśnie zostały przedstawione przez nieznanego osobnika, podającego się za przedstawiciela Rady Nadzorczej Aglomeracji. Sneer był mimo wszystko przekonany, iż żaden uczciwy organ sprawiedliwości nie znalazłby dostatecznych dowodów, by go legalnie ukarać. Lecz równocześnie wiedział doskonale, jak dalece może utrudnić, obrzydzić, a nawet uniemożliwić życie nieustanna szarpanina z policją. W jego zawodzie zbytnie zainteresowanie władz byłoby katastrofą. Propozycja,  przedstawiona w formie prośby, mogła więc być w rzeczywistości zwykłym szantażem. Czyżbym, u licha, był naprawdę tak genialnym zerowcem, że właśnie mnie musieli wyłuskać spośród wszystkich innych? – westchnął, wychodząc z kabiny. – Jeśli prawdziwego zerowca można dziś znaleźć jedynie pośród lifterów, to znaczy, że cały Argoland jest rzeczywiście jednym wielkim oszustwem i bluffem, jak twierdzi Matt. Tylko kto tu kogo oszukuje? W zamyśleniu schodził po schodach z siedemnastego piętra. Lubił odbywać tę drogę pieszo, szczególnie wówczas, gdy chciał się nad czymś skupić i odizolować od otoczenia. Schody – w odróżnieniu od takich miejsc, jak kabina mieszkalna, klatka windy czy bar – miały tę cenną zaletę, że dawały możliwość wyboru dwóch kierunków ucieczki – w górę albo w dół. Sneer zdawał sobie sprawę ze smutnego faktu, że w Argolandzie nie sposób uciec przed czymś lub przed kimś tak w ogóle i naprawdę, bo wcześniej czy później, jak przysłowiowa koza do woza, człowiek musi przyjść do jakiegoś automatu i ujawnić swoją aktualną lokalizację przez wetknięcie Klucza w jego szczelinę. Niemniej jednak, klatka schodowa była dla niego miejscem, gdzie człowiek znajduje się pomiędzy dwoma kolejnymi kontrolowanymi punktami w przestrzeni, a więc jakby nigdzie. Dawało to, przynajmniej teoretycznie, poczucie pewnej niezależności. Dziwił się ludziom, którzy wolą tłoczyć się w windzie nawet wtedy, gdy potrzebują zjechać o parę pięter w dół. Kto tu kogo oszukuje, jeśli wszyscy zdają sobie sprawę, że są oszukiwani? – kontynuował swoje rozmyślania, zeskakując ze schodów na jednej nodze po dwa stopnie naraz. – Zerowcy z Rady wiedzą doskonale, że na ważnych stanowiskach pracują ludzie ewidentnie podliftowani, ale udają, że wierzą w ich kwalifikacje. Jeśli więc cały Argoland jest farsą, w której uczestniczą wszyscy jego obywatele, to któż u diabła jest widzem tego przedstawienia? Nim znalazł się na parterze, był już bliski decyzji przyjęcia oferty. Uznał, że byłaby to znakomita okazja do przyjrzenia się kulisom tej farsy. Podjęcie się proponowanej roli mogłoby się okazać bardzo pouczające. Sneer nie przepuszczał nigdy okazji nauczenia się czegoś nowego o świecie i życiu. Taka wiedza procentowała zazwyczaj w dalszej działalności, a w tym przypadku same „studia” miały przynieść niebagatelne wynagrodzenie w postaci okrągłej kwoty żółtych punktów.


Wyjaśnienia:

Społeczeństwo w zajdlowskiej dystopii podzielone jest na siedem klas. To jak feudalna drabinka z kolejnymi szczeblami. Grupy mają wartości od zera do sześciu odpowiadające ilorazowi inteligencji. Najmniej inteligentni oznaczeni są cyfrą sześć, najinteligentniejsi - numerem zero. System płatniczy to trzy rodzaje punktów: czerwony, żółty i zielony.  Ich nośnikiem jest tzw. Klucz – jednocześnie dowód tożsamości, zegarek, kalkulator, karta kredytowa, certyfikat intelektualny i czytnik linii papilarnych. 

Fragment powieści "Paradyzja" (wydanej w roku 1984 przez wydawnictwo Iskry w ramach serii „Fantastyka-Przygoda”):

Wiedział, że musi na nowo przyswoić sobie umiejętność sprawnego posługiwania się koalangiem, bez którego nie sposób zakomunikować tu ani jednej prawdziwej myśli - chyba że ma się do powiedzenia tylko wytarty banał lub urzędową formułkę. Koalang rozwijał się i komplikował przez dziesięć lat nieobecność Nikora. Widać Centrala też w tym czasie nie próżnowała. Nikor słyszał wokół siebie tak nieprawdopodobne zbitki słów, że gubił się w tym zupełnie. Już w szkolnych czasach Nikora koalang był sztuką rozwijającą się bujnie zarówno wśród dorosłych, jak wśród naśladujących ich dzieci i młodzieży. Umiejętność formułowania i deszyfrowania słownych komunikatów była jednym z najistotniejszych czynników chroniących przed wyeliminowaniem ze społeczności Paradyzji. W każdym środowisku - naturalnym lub sztucznym - największe szansę przetrwania mają osobniki danego gatunku,  zdolne oprzeć się czynnikom eliminującym z tego środowiska. W świecie skrupulatnej kontroli słów największe szansę mają ci, którzy potrafią komunikować się swobodnie pomimo kontroli. Szansę małomównych są znacznie mniejsze - trudno bowiem żyć wśród ludzi nie porozumiewając się z nimi. Natomiast szansę gaduły pozbawionego wyobraźni twórczej są w Paradyzji znikome. Szczególny ten dobór naturalny - wynik nieustannych zmagań pomiędzy doskonalącym się Systemem Zabezpieczeń i wyobraźnią ludzi - sprawiał, że ludność Paradyzji w coraz większej części stawała się społeczeństwem awangardowych poetów z konieczności. Siedząc w kącie małej herbaciarni, gdzie pełno było pracowników z okolicznych pomieszczeń, spędzających tu południową przerwę, Nikor mógł słyszeć ich zmieszane głosy. Niektóre zdania rozumiał bez większego trudu, inne brzmiały zagadkowo i dopiero po głębszej analizie udawało się chwycić ich sens.

Za powieść "Paradyzja Janusz A. Zajdel otrzymał Nagrodę Fandomu Polskiego Sfinks, którą przemianowaną po jego śmierci na nagrodę jego imienia. 


Wszystko zaczęło się w 1984 roku gdy na spotkaniu w Łodzi kluby ustaliły powołanie Nagrody Fandomu o nazwie Sfinks. Na początku 1985r. w Świnoujściu ustalono, by nagrodę przyznawać na każdym Polconie. 8 czerwca 1985, w głosowaniu klubów, Nagrodę SFINKS za najlepszy polski utwór wydany w roku 1984 przyznano powieści Paradyzja Janusza A. Zajdla. Organizatorzy zaprosili autora na wręczenie Nagrody podczas pierwszego Polconu w Błażejewku (październik 1985). Ponieważ laureat zmarł 19 lipca 1985r. nagrodę odebrała pani Jadwiga Zajdel w 1986 roku na Polconie w Katowicach.

W wyniku obrad Komitetu Organizacyjnego Polconu zmieniono nazwę Nagrody Fandomu Sfinks na Nagrodę im. Janusza A. Zajdla. Jednocześnie patronat nad nagrodą objęła pani Jadwiga Zajdel.

Jej laureatami są najwybitniejsi polscy pisarze SF.

O tym mogliście usłyszeć we wtorkowym programie w internetowym radiu RMF24. Audycję prowadziłem od 7:00 do 12:00.

W środę moją rozmówczynią będzie poetka Justyna Tomska. Jej debiutancki tomik zatytułowany szokująco "List do patomorfologa" jest niezwykłym opisem relacji z Najbliższymi, intymnych związków naznaczonych piętnem śmierci. To bardzo oryginalny literacki głos łączący zimną terminologię medyczną z liryczną czułością bez cienia sentymentalizmu. Warto posłuchać, jak o tym mówi sama Autorka.
Środa 15 września między 7:00 a 12:00 w programie w radiu RMF24. A potem na tej stronie.