Zamiast odpowiedzi na kluczowe pytania - spektakl samouwielbienia ministra zdrowia. Bartosz Arłukowicz rozmawiał z posłami z sejmowej komisji zdrowia. Minister w swoim wystąpieniu nie skupiał się na kwestiach publikacji listy leków refundowanych, jej uprawomocnienia czy recept bez określonego poziomu odpłatności. Przekonywał natomiast, że to dzięki niemu pacjenci nie muszą się teraz bać, a chorzy na nowotwory nie będą cierpieć.

Nie pozwolę by cierpieli - to dobrze wyuczone hasło Arłukowicz powtórzył kilka razy. Coraz bardziej przypominał posła Arłukowicza z czasów komisji hazardowej: grającego przed kamerami i obrastającego w piórka. Odpowiadając na pytania Bolesława Piechy z PiS-u przewodniczącego komisji - podkreślał, że dzięki negocjacjom z firmami farmaceutycznymi udało się obniżyć koszty refundacji leków o 10 procent. Zaznaczył, że te pieniądze zostaną przeznaczone na finansowanie kolejnych leków. Będziemy podejmować kolejne decyzje o włączaniu kolejnych leków na listę. Nie ma żadnego założenia oszczędzania na polityce lekowej w Polsce - zapewniał. Obiecywał, że z listy usuwane będą te leki, które są przestarzałe. Jak mówił, lista refundacyjna będzie aktualizowana co dwa miesiące, po to, żeby polscy pacjenci mieli dostęp do nowoczesnych leków.

Arłukowicz podkreślał, że istotą ustawy refundacyjnej jest to, by rynek leków był "przejrzysty, jasny i klarowny" dla pacjentów, lekarzy i koncernów farmaceutycznych. Mówił, że ustawa sprawi, iż pacjenci będą mieli równy dostęp do leków, które będą tańsze niż do tej pory. Sztywne ceny i marże leków oraz możliwość negocjacji powodują systemową obniżkę cen - powiedział Arłukowicz.

Minister zarzucił także przewodniczącemu komisji zdrowia, że nie interesował się pracami nad listą refundacyjną, nie zwołał posiedzenia komisji i nie skierował interpelacji. Wcześniej Piecha twierdził że wątpi, czy tryb prac był zgodny z prawem. Pytał także o sposób prowadzenia negocjacji z firmami farmaceutycznymi. Wypominał również ministrowi, że kilka miesięcy temu był przeciwny ustawie refundacyjnej.

Bartosz Arłukowicz pytany po posiedzeniu komisji przez reporterkę RMF FM Agnieszkę Witkowicz, dlaczego pacjenci muszą płacić za to, że nie dogadał się z lekarzami, nie był w stanie jasno odpowiedzieć. Zbagatelizował także zapowiedzi protestu lekarzy.

Odpłatność miała być najniższa, a będzie najwyższa

Wczoraj minister tłumaczył się z afery wokół nowej listy leków refundowanych pacjentom i dziennikarzom. Zapowiedział wprowadzenie zmian do listy przedstawionej w zeszłym tygodniu. Dotyczą one najbardziej kontrowersyjnych punktów poprzedniej listy: leków dla chorych na cukrzycę, dla osób po przeszczepach, astmatyków i chorych na schizofrenię. Wypisane przed 31 grudnia recepty w Nowym Roku będą refundowane według nowych zasad. Jak wyjaśniał minister, to dlatego, że trudno utrzymywać podwójny system refundacji. Twierdził, że recepta będzie wówczas realizowana z najniższą odpłatnością.

Jednak dziś prezes NFZ Jacek Paszkiewicz oświadczył, że recepty z pieczątką: "Refundacja do decyzji NFZ" będą realizowane z najwyższym stopniem odpłatności pacjenta. Dodał, że takie pieczątki nie powodują nieważności recept.

W rozporządzeniu wykonawczym do ustawy refundacyjnej zapisano, że jeżeli na recepcie nie będzie wpisanego poziomu refundacji, wówczas osoba wydająca lek w aptece będzie miała prawo uzupełnić takie dane. Ma zamieścić na rewersie recepty odpowiednią adnotację i swój podpis. W przypadku leku wymienionego w wykazie leków refundowanych z więcej niż jednym poziomem odpłatności aptekarz wyda lek "za najwyższą odpłatnością określoną w tym wykazie".

Lekarze, m.in. z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i Porozumienia Zielonogórskiego nie będą od Nowego Roku określali na receptach poziomów odpłatności za lek i uprawnień pacjenta do refundacji. Sprzeciwiają się w ten sposób m.in. przeciwko zapisom ustawy refundacyjnej przewidującej kary finansowe za niewłaściwe wypisanie recepty. Takich recept nie zamierza wypisywać także prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Chamankiewicz. Ta deklaracja oznacza, że lekarzy, którzy użyją pieczątki odsyłając pacjenta po lek pełnopłatny, może być dużo więcej, niż pierwotnie spodziewał się minister Arłukowicz. Więc nie podgrzewajmy atmosfery, że ja nie wypiszę, czy wypiszę. Apeluję o to - skomentował minister. Poza apelem nie podał jednak recepty, jak rozwiązać ten problem, który pojawi się już za 2 dni. Poza zaproszeniem na rozmowy 4 stycznia.

Lekarze będą protestować, NFZ nie zamierza nic z tym robić

Przewlekle chorzy pacjenci, którzy po 1 stycznia zostaną odesłani przez lekarzy do NFZ-etu po lek refundowany, dostaną tam tylko ulotkę - ustaliła reporterka RMF FM. Fundusz nie zamierza udostępnić im leków w cenie, do jakiej mają prawo.

Szef Funduszu nawet nie próbuje się z tego tłumaczyć. Spycha z siebie odpowiedzialność za refundację leków i mówi, że to sprawa między pacjentem a lekarzem. Jacek Paszkiewicz uważa, że lekarze, przystawiając pieczątkę na receptach i skazując pacjentów przewlekle chorych na wyższe opłaty, postępują nieetycznie, ale jako prezes NFZ-etu nie zamierza nic z tym robić. Nie będą karani, nie będzie specjalnych kontroli tychże lekarzy - mówi.

Paszkiewicz beztrosko uważa, że ma za zadanie kontrolować innych lekarzy, tych, którzy narażają NFZ na straty. A ci, którzy ograniczają dostęp do refundacji, narażając zdrowie i finanse pacjentów, Funduszu nie interesują.