W wieku 89 lat zmarł Antoni Gucwiński - wieloletni dyrektor wrocławskiego ogrodu zoologicznego. Tę smutną wiadomość przekazał prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Gucwiński wspólnie z żoną Hanną prowadził niezwykle popularny program przyrodniczy „Z kamerą wśród zwierząt”.

W wieku 89 lat zmarł Antoni Gucwiński - wieloletni dyrektor wrocławskiego ogrodu zoologicznego. Tę smutną wiadomość przekazał prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Gucwiński wspólnie z żoną Hanną prowadził niezwykle popularny program przyrodniczy „Z kamerą wśród zwierząt”.
Antoni Gucwiński na zdj. z 2008 r. /Wojtek Kamiński /PAP

Jestem w wielkim szoku. Nadal do mnie nie dociera, co się stało. Mąż wczoraj trafił do szpitala, bo miał wielkie problemy z oddychaniem. Zabrała go karetka. Dzisiaj już jego stan był ciężki - powiedziała portalowi wroclaw.naszemiasto.pl Hanna Gucwińska, wdowa po Antonim Gucwińskim.

"Przez lata program "Z kamerą wśród zwierząt", który prowadził wraz żoną, uczył nas wrażliwości wobec naszych "braci mniejszych". Będzie nam go ogromnie brakować" - napisał o Antonim Gucwińskim prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.

Antoni Gucwiński był absolwentem zootechniki Wyższej Szkoły Rolniczej w Krakowie. Od 1957 roku pracował we wrocławskim ogrodzie zoologicznym, a w 1966 roku został jego dyrektorem. 

Gucwiński wspólnie z żoną prowadził niezwykle popularny cykl programów telewizyjnych "Z kamerą wśród zwierząt" (powstało ok. 750 odcinków). W latach 90. tworzył i prowadził program "Znajomi z ZOO". Był też twórcą filmów przyrodniczych lub scenariuszy do takich filmów. Był autorem kilkunastu książek i kawalerem nadawanego przez dzieci Orderu Uśmiechu.

W 1989 r. bez powodzenia startował w wyborach do Senatu z ramienia PZPR, w 2004 r. kandydował do Europarlamentu z listy SLD-UP w okręgu dolnośląsko, ale nie zdobył mandatu. W 2005 r. kandydował do Sejmu z listy PSL, ale nie został posłem.

"Media, które Gucwińskich wynoszą do sławy, potem wymazują ich z życia publicznego"

W 2006 r. Gucwiński odszedł z funkcji dyrektora wrocławskiego ogrodu zoologicznego w atmosferze skandalu. Został oskarżony o znęcanie się nad niedźwiedziem brunatnym Mago. 

Fundacja Viva zarzuciła Gucwińskiemu w prywatnym akcie oskarżenia, że "długotrwale przetrzymywał" Mago w bunkrze, bez światła, wybiegu i możliwości przebywania w naturalnych dla niedźwiedzia pozycjach oraz, że nie dołożył starań, aby te warunki poprawić. 

W 2011 r. sąd uznał Gucwińskiego za winnego znęcania się nad zwierzęciem - odstąpił jednak od wymierzenia kary. Gucwiński musiał zapłacić tylko 1000 złotych na konto Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

W czerwcu 2021 r. ukazała się książka Marka Górlikowskiego "Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie". Autor tłumaczył, że postanowił zająć się historią małżeństwa przez dużą liczbę paradoksów w niej zawartych.

Gucwińscy - znani, a jednocześnie zapomniani. Ludzie poświęcający swój dom, życie i zdrowie zwierzętom, promujący w telewizji miłość do nich, kończą karierę jako znęcający się nad nimi. Ludzie przez pół wieku opiekujący się setkami zwierząt przez dziewięć lat nie wypuszczają z klatki niedźwiedzia, któremu przedtem jako jedyni w Polsce godzą się uratować życie. Media, które państwa Gucwińskich wynoszą do sławy, potem wymazują ich z życia publicznego, tak jak dziś unicestwia się ludzi w myśl haniebnej doktryny cancel culture. Kilkadziesiąt lat promowania Wrocławia, sława w Polsce, praca z setkami osób w zoo, telewizji i nagle zupełna samotność w środku wielkiego miasta. Ostracyzm, jakby pracowali w tym zoo sami, jakby Wrocław nie wiedział, co się w nim dzieje. Zadawałem sobie pytanie, jak do tego wszystkiego w ogóle mogło dojść i czy musiało - tłumaczył Górlikowski. W 2006 roku nie było jeszcze Facebooka ani Twittera, były jednak początki reguł, które dziś obowiązują: możesz zrobić sto dobrych rzeczy, ale definiuje cię zawsze tylko ta jedna zła. Nie ma przebaczenia i nie ma znaczenia, co zrobiłeś przedtem ani co zrobisz potem. Ta bezwzględność ludzi - dodał. 

"Niech pani tutaj nie siedzi, bo uciekł wąż"

Barbara Konstantin, montażystka programu "Z kamerą wśród zwierząt" cytowana w książce Górlikowskiego wspominała, że za czasów Gucwińskich w domu dyrekcji wrocławskiego ogrodu zoologicznego pełno było zwierząt. 

Tam były zawsze, ale to zawsze, jakieś zwierzęta. Spotkałam tego goryla, po prostu jak ktoś przychodził, to on normalnie otwierał drzwi. Kiedyś była taka sytuacja, że nagle duży wąż boa się zsunął po poręczy (tam są wspaniałe szerokie schody i dębowa poręcz z początku ubiegłego wieku), a Hania spokojnie powiedziała: "Nie, nie, on nic nie zrobi". Wzięła go, bo biedulek zachorował na coś, i trzymała go w domu. Gdzieś im na chwilę zniknął, ale ponieważ pojawiło się u nich parę osób, wąż nagle uznał, że przysiądzie się do stołu, tak towarzysko. Wszyscy zamarli. No, boa to jednak nie jest mały zaskroniec. Innym razem przyjechałam wcześniej do Gucwińskich, ich nie było, czekałam w holu. Weszła pani, chyba sprzątaczka, i mówi do mnie: "Niech pani tutaj nie siedzi, bo uciekł wąż, na pewno gdzieś tutaj się czai, będziemy go szukać" - opowiadała Konstantin.