Sąd nie zmienił kary dla seryjnego podpalacza samochodów. O Marcinie W. mówiła niemal cała Polska po tym, gdy jednej nocy podpalił i zniszczył łącznie 21 samochodów w Gdańsku. To był wrzesień 2014 roku. Wiosną sąd skazał go na 4 lata i 4 miesiące więzienia, w środę ogłosił wyrok po rozprawie apelacyjnej.

Sąd nie zmienił kary dla seryjnego podpalacza samochodów. O Marcinie W. mówiła niemal cała Polska po tym, gdy jednej nocy podpalił i zniszczył łącznie 21 samochodów w Gdańsku. To był wrzesień 2014 roku. Wiosną sąd skazał go na 4 lata i 4 miesiące więzienia, w środę ogłosił wyrok po rozprawie apelacyjnej.
Jedno z podpalonych aut /Kuba Kaługa/ Archiwum /RMF FM

Odwołanie od pierwszego wyroku złożyli i podpalacz, i prokuratura. Marcin W. chciał łagodniejszego wyroku. Oskarżycielom nie podobała się z kolei kwalifikacja prawna czynu. Sami śledczy nazwali go "maratonem podpaleń." Sąd rejonowy nie zgodził się z przyjętym przez nich stanowiskiem. Uznał, że Marcin W. dokonał blisko 20 osobnych podpaleń aut, a nie jednego, zaplanowanego, trwającego przez kilka godzin przestępstwa. Gdyby zakwalifikował podpalenia inaczej, Marcinowi W. groziłoby do 10 lat więzienia. Warto przypomnieć, że suma strat poniesionych przez właścicieli spalonych samochodów przekroczyła pół miliona złotych.

Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał dziś, że w pierwszym procesie sędziowie źle ocenili postępowanie Marcin W. Przyznał więc rację prokuraturze. Kary więzienia dla Marcina W. jednak nie zmienił. To dokładnie 4 lata więzienia za podpalenia i 4 miesiące za pobicie matki. Jak mówiła w uzasadnieniu sędzia Dagmara Daraszkiewicz, prokurator nie wnosił o zwiększenie kary. Wydaje się, że jest to kara surowa. To nie jest tak, że bierzemy pod uwagę tylko górne zagrożenie, ale też dolną granicę. W przypadku kary do 10 lat pozbawienia wolności to jest od jednego roku - mówił prokurator Michał Koziorowski z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.

Ani w procesie w pierwszej instancji, ani na etapie śledztwa Marcin W. nie krył, że to on podpalił samochody. Sąd w uzasadnieniu stwierdził wtedy nawet, że tylko dzięki jego przyznaniu się do winy i samodzielnemu dostarczeniu dowodów prokuratura była w stanie napisać akt oskarżenia. Marcin W. natomiast tłumaczył swoje postępowanie desperacją. Ten stan związany miał być z kłopotami w życiu osobistym, trudną sytuacją i alkoholizmem matki. 35-latek twierdził nawet, że żałuje iż nie sam się nie podpalił - na przykład przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów.

Biegli psychiatrzy, który badali go w trakcie śledztwa uznali, że Marcin W. doskonale wiedział co robi, że był poczytalny, gdy podkładał ogień. Wtedy zresztą - we wrześniu 2014 roku - mężczyzna był już oskarżony o szereg innych podpaleń. Przed sądem odpowiadał za 10 podpaleń, do których doszło między 2008 a 2012 rokiem. Ogień zniszczył wtedy 12 pojazdów. Ostatecznie Marcin W. został skazany w tym procesie na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat.

(abs)