Dokładnie cztery lata temu - w drugiej turze - Polacy wybrali na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 54 procent do 45 procent - z taką przewagą obecny szef państwa triumfował nad Donaldem Tuskiem.

Co było potem? Po wielkiej euforii - zderzenie z rzeczywistością. Pierwsze wrażenie było takie, że to jest Pałac pełen ciszy. Tylko że później ta cisza przeradza się w takie wycie - mówi Elżbieta Jakubiak, która "wyciem" określiła intensywną pracę:

Dla obserwatorów owa cisza wypełniała się jedak przede wszystkim konfliktami. Otoczenie prezydenta spędzało czas na wewnętrznych wojenkach. Wojny są elementem dobrym, bo wojna może być na koncepcje. Każdy z nas przychodził dla prezydenta pracować z pewną koncepcją - mówi Jakubiak:

Tymczasem każdy miał inną koncepcję, co musiało stwarzać wrażenie prezydentury kompletnie pozbawionej koncepcji, dryfującej od ściany do ściany. Do tego doszły wpadki - drobne, ale zbyt częste. Sondaże zaczęły przypominać równię pochyłą, a premier błyszczał. W Pałacu zapanowało ogólne przygnębienie. Złośliwi mówili, że to zarządzanie masą upadłościową.

Nadzieja odżyła, gdy Tusk zaczął mieć kłopoty. Tyle tylko, że oprócz nadziei nie pojawiała się żadna spójna… koncepcja na najbliższy rok.

A czego Donalda Tuska nauczyła prezydencka porażka sprzed czterech lat? Według osób z jego otoczenia, szef rządu dojrzał i stał się pełnokrwistym politykiem. Podobno również w dniu przegranych wyborów podjął decyzję, że koalicji PO-PiS nie będzie, a partia Jarosława Kaczyńskiego stanie się na najbliższe lata głównym wrogiem Platformy. Posłuchaj relacji dziennikarza RMF FM Konrada Piaseckiego:

Być może porażka nauczyła Tuska również… powściągliwości. To, czy wystartuje w przyszłorocznych wyborach, premier ogłosi dopiero w maju.

Donald Tusk nie kryje się natomiast z poglądem na temat tego, kto w wyborach startować nie powinien. Polski nie stać na reelekcję Lecha Kaczyńskiego - mówił 16 października. Ale o tym, że Lech Kaczyński chce pozostać w Pałacu Prezydenckim, mówią na razie jedynie politycy PiS.

Wyborczy alfabet. Powrót do przeszłości i wizje przyszłości

A - jak Anna Jarucka. Asystentka Włodzimierza Cimoszewicza, która przypomniała sobie i światu o zamianach oświadczenia majątkowego swojego pryncypała. On się wycofał, ona poszła na urlop wychowawczy. Dziś wraca do MSZ-tu, ale dzwoniącym do niej dziennikarzom mówi, że nie życzy sobie telefonów, bo jest osobą prywatną.

B - jak Bielan i Kamiński, sztabowcy Lecha Kaczyńskiego, których uznawano za twórców jego sukcesu. Ponieważ później zrzucono na nich winy także za porażki, ich znaczenie spadło, choć na tę kampanię zapewne znów powrócą.

D - jak dziadek z Wehrmachtu, undewaffe PiS-u, które na ostatnim wirażu kampanii przesadziło o porażce Tuska. Ten, który wynalazł dziadka – Jacek Kurski – został poddany krótkiej kwarantannie. Dziś nagrodzony mandatem europosła z Brukseli deklaruje, że zawsze stawi się, by pomóc w reelekcji Lecha Kaczyńskiego.

T - jak trauma. To ulubione słowo polityków PiS-u, którym określają powyborczy stan Donalda Tuska. To właśnie ta trauma miała powodować niechęć Tuska do koalicji z PiS-em i chęć odegrania się w wyborach 2010. Kampania przed nimi. Zapowiada się na powtórkę starcia sprzed czterech lat. Główni aktorzy ci sami, poziom emocji na pewno nie mniejszy, a przygrywka w postaci afery hazardowej zwiastuje, że może być nawet jeszcze bardziej gorąco.