"Poleci, czy nie poleci?" - zastanawiają się naukowcy i politycy z najpotężniejszych krajów świata. Sprawa amerykańskiego milionera Denisa Tity, który za 20 milionów dolarów zyskał rosyjską obietnicę lotu w kosmos nie poprawia atmosfery wśród udziałowców Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Dziś przedstawiciele agencji kosmicznych ze Stanów Zjednoczonych, Rosji, Kanady i krajów Europy wezmą udział w telekonferencji, która ma zakończyć wyraźny kryzys związany ze sprawą Tity. Jednak Rosjanie twierdzą, że tylko oni decydują kto leci na orbitę ich „Sojuzem”. Amerykanie uważają, że Tito nie powinien się wybierać w kosmos ponieważ nie jest odpowiednio przygotowany. Rosjanie uważają, że pozostałe państwa biorące udział w projekcie nie mają zbyt wiele do powiedzenia jako, że ich udział w budowie stacji jest jeszcze bardzo mały. Zadeklarowali już, że Tito poleci w kwietniu, czy się to komuś podoba czy nie. Amerykanie wyraźnie poirytowani nalegają by odłożyć lot Tity do października, tak by mógł jeszcze potrenować w Huston. Utrzymują, że na stacji jest dużo pracy i turysta może tam przeszkadzać. Jednak może to być tylko jeden z powodów i to nie najważniejszy. Amerykanie, do czego oficjalnie się nie przyznają, obawiają się, że lot Tity stanowiłby niebezpieczny precedens. Rosjanie, którzy gwałtownie potrzebują pieniędzy nie wykluczają, że przyjmą oferty kolejnych chętnych, którzy będą chcieli posmakować stanu nieważkości, nawet za cenę poważnego odchudzenia swojego portfela. Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF FM Grzegorza Jasińskiego:

11:20