Kto pozwolił na wspólne przewożenie do sądu samorządowców ze Starachowic i domniemanego szefa tamtejszej mafii, Leszka S.? Wiadomo, że cała trójka jechała na rozprawę jednym samochodem - mogli więc praktycznie bez przeszkód ze sobą rozmawiać i ustalać wspólną wersję wydarzeń.

Minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik umywa ręce: Przepraszam uprzejmie, ja nie sprzedaję miejscówek na więźniarki. Nie wiem dlaczego tak się porobiło. Miejscówek nie sprzedaje policja. Proszę o miejscówki w więźniarkach pytać w zupełnie innym miejscu

Świętokrzyski reporter RMF Paweł Świąder postanowił faktycznie zapytać o to „w zupełnie innym miejscu". W sądzie dowiedział się, że wszyscy doskonale wiedzą, że osoby te nie powinny mieć kontaktu między sobą przed przesłuchaniem ich i nad tym czuwa policja, która ten konwój przeprowadza.

Ale policja tłumaczy, że w tym przypadku nie zaznaczono, by oskarżonych konwojowano oddzielnie. Zapewnia jednocześnie, że samorządowcy nie rozmawiali z Leszkiem S.: Nie o to chodzi czy są zakneblowani, tylko że w więźniarce znajduje się konwojent, który przerywa rozmowy dotyczące sprawy.

Tak więc znów nie ma odpowiedzialnego za ewidentne uchybienie. Uchybienie tym ważniejsze, że jak zeznali sami oskarżeni, w więźniarce mogli ze sobą całkiem swobodnie rozmawiać...

Afera Starachowicka - fakty

11:25