Dwaj samorządowcy oskarżeni w sprawie starchowickiej przyjechali do sądu w policyjnym konwoju razem z Leszkiem S., podejrzanym o kierowanie lokalną mafią. Tą samą, z którą zdaniem prokuratury, współpracowali przy oszustwach starachowiccy samorządowcy.

Najpierw obrońca samorządowców prosił o wypuszczenie ich z aresztu. Sąd się nie zgodził, bo zachodziła obawa matactwa. W chwilę później okazało się, że cała trójka może sobie mataczyć, ile chce podczas ponad godzinnego konwoju z więzienia na salę sądową. Jak to możliwe, że samorządowcy byli przewożeni razem z podejrzanym o kierowanie mafią, wyjaśniał reporter RMF Paweł Świąder:

Sąd Rejonowy w Starachowicach częściowo odtajnił proces dwóch byłych samorządowców oraz trzech innych osób. Sędziowie przychylili się do wniosku jednego z obrońców b. starachowickich samorządowców i postanowili, że rozprawy będą niejawne tylko w części dotyczącej tajnych materiałów dowodowych.

Niestety, przed mieszkańcami Starachowic i tak zamknięto drzwi sądu. To jest historia nie z tej ziemi. Ktoś wpadł na pomysł, że obywatele nie będą mogli sobie wejść na salę sądową. Polskie prawo nie umożliwia zamykania sądu w godzinach pracy.

Afera starachowicka - fakty

Dwaj starachowiccy samorządowcy zostali zatrzymani w marcu wraz z kilkunastoma osobami przez policjantów CBŚ i aresztowani. Prokuratura oskarżyła starostę starachowickiego o usiłowanie wyłudzenia ponad 28 tysięcy zł odszkodowania za rzekomo skradzione auto, a byłego wiceprzewodniczącego rady powiatu o wyłudzenie odszkodowania i łapówkarstwo. Obaj mieli działać "wspólnie i w porozumieniu" z Leszkiem S. - szefem miejscowej mafii.

Prokuratura Okręgowa w Kielcach zarzuca też posłom Andrzejowi Jagielle (członkowi SLD, który wystąpił z klubu parlamentarnego SLD) i Henrykowi Długoszowi (członkowi SLD, który zawiesił swe członkostwo w klubie SLD), że w powiązaniu z co najmniej jeszcze jedną wtajemniczoną osobą utrudnili postępowanie karne przez ostrzeżenie starachowickiego starosty o planowanej akcji CBŚ. Z policyjnego podsłuchu telefonów wynika, że Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki.

Jak na razie więc odtajnienie procesu nic nie dało. Ciekawe więc jak sąd chce dociec prawdy skoro samorządowcy i przestępca swobodnie uzgadniają swoje zeznania...

17:30