Ładunek pod samochodem polskich żołnierzy w Afganistanie nie został zdetonowany drogą radiową. Na miejscu zamachu znaleziono podłączone do bomby przewody - ustalił reporter RMF FM Paweł Świąder. To była mina domowej roboty.

Zobacz również:

Przewody znalezione na miejscu zamachu były cienkie, dobrze zamaskowane i miały długość kilkuset metrów. Ich stan świadczy o tym, że bombę przygotowano nawet kilkanaście tygodni temu.

Przewody podłączone do ładunku zaprowadziły żołnierzy do niewielkiego opuszczonego budynku, z którego terroryści od dawna musieli obserwować drogę i swój ładunek.

Dowództwo operacyjne potwierdziło, że urządzenia do zagłuszania radiowych sygnałów były w samochodach konwoju, zostały włączone i były sprawne.

Na miejscu zamachu cały czas działają żołnierze-wywiadowcy

Przez cały czas trwa analiza materiałów, które znaleziono na miejscu eksplozji. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, na zdjęciach ze zwiadowczych samolotów bezzałogowych z ostatnich dni nie ma żadnych szczegółów, które pomogłyby wykryć sprawców.

Trwa jeszcze szczegółowa weryfikacja zapisu kamer z systemu Aerostat. To specjalny balon zawieszony nad bazą Ghazni. Działa w zasięgu kilkunastu kilometrów. Co więcej, system pozwala, nawet w nocy, wykrywać grupy ludzi, którzy gromadzą się na dłuższy czas na przykład przy drogach. To znak, że mogą zakopywać minę pułapkę. Badanie tego materiału może potrwać jednak wiele tygodni.

Cały czas nasi wywiadowcy prowadzą natomiast rozmowy z informatorami z okolicznych wiosek. Zaraz po zamachu żołnierze rozpoznania zrobili zdjęcia wszystkim gapiom, którzy zebrali się wokół miejsca eksplozji. Z informatorami ustalają teraz, który ze sfotografowanych i sfilmowanych, jest obcy w tych stronach.

Kierujemy się zasadą, że zamachowcy, lub ludzie z nimi związani często wracają na miejsce zamachu, by ocenić skutki swych działań - usłyszał w dowództwie reporter RMF FM Krzysztof Zasada.

Kopie zebranych do tej pory materiałów dowodowych zostały także przekazane wywiadowi w dowództwie międzynarodowych sił w Afganistanie.

W samej bazie trzeba było wzmocnić ochronę, bo po takim ataku terroryści mogą - wykorzystując sytuację - próbować uderzyć po raz kolejny.

Zanim wyruszy patrol - lista procedur

Każdy wyjazd z bazy poprzedzony jest kilkuetapowym rozpoznaniem. Wywiadowcy po przestudiowaniu trasy i określeniu różnych wariantów podróży, badają nastawienie okolicznych mieszkańców do żołnierzy, ustalają najbardziej newralgiczne miejsca przejazdu wojskowych, zagęszczenie ludności, topografię terenu, miejsca, w których w razie potrzeby mogą lądować śmigłowce medyczne. Potem wysyłane są rozpoznawcze samoloty bezzałogowe, które prowadzą monitoring z powietrza. W końcu wybiera się jedną z tras uwzględnioną w wariantach, także w ostatniej chwili zmienia się termin przejazdu.

Po wczorajszym zamachu trwa ustalanie, dlaczego mimo tych procedur doszło do tragedii. Rozpatrywanych jest kilka wersji. Między innymi, że sprawca, który zdetonował minę, mógł mieć wiedzę o polskim konwoju, ale także ta, że atak był improwizowany, a ładunek - przygotowany na długo wcześniej - miał zostać zdetonowany przy okazji, niekoniecznie pod polskim konwojem.

W wyjaśnieniu tych kwestii ma pomóc przede wszystkim praca z miejscowymi informatorami.

Przepiórka: Nie ma pojazdów niezniszczalnych

Polaków zabiła mina oceniana na ponad 100 kilogramów trotylu. Wypożyczony od Amerykanów wóz M-ATV został całkowicie zniszczony. Nie ma pojazdów niezniszczalnych - usłyszał od ppłka Krzysztofa Przepiórki z GROM-u dziennikarz RMF FM Tomasz Skory.

Najnowocześniejsza technika przegrała z improwizowanym ładunkiem wybuchowym. Nie jest jednak istotna sama siła ładunku, a jego ukształtowanie i konstrukcja.

Wypożyczony od Amerykanów pojazd M-ATV należy do wozów MRAP, co oznacza "odporny na miny, zabezpieczony przed zasadzkami". Ta kategoria powstała po irackich doświadczeniach z improwizowanymi ładunkami wybuchowymi. Konstrukcja pojazdu pozwala na osłabienie wybuchu od spodu nie tylko przez opancerzenie, ale i jego kształt: podwozie wozów MRAP nie jest płaskie, ale przypomina literę "V", co pozwala na rozproszyć siłę detonacji.

Zamaskowaną piaskiem minę koło Ghazni zdetonowano jednak tak precyzyjnie, że bardzo możliwe, że zrobił to ktoś uważnie obserwujący konwój i czekający na wóz, który najedzie na ładunek w odpowiedni sposób. Tak, by ulec kompletnemu zniszczeniu.

Eksplozja była tak silna, że wyrzuciła w powietrze potężny wóz, a następnie rozerwała go na części. Załoga nie miała żadnych szans na to, żeby przeżyć. Zginęło pięciu polskich żołnierzy.

To najbardziej tragiczny atak w historii polskiego kontyngentu w Afganistanie. Polska prokuratura wojskowa wszczęła już śledztwo ws. zamachu.