Pojazdy z polskiego konwoju zaatakowanego przez talibów miały system zagłuszający impulsy radiowe i urządzenia wykrywające ładunki umieszczone pod ziemią. Tak twierdzi szef Sztabu Generalnego. Generał Mieczysław Cieniuch komentuje w ten sposób sugestie, że samochody naszego kontyngentu nie miały wyposażenia, które mogło zapobiec tragedii. W środę w Afganistanie 5 polskich żołnierzy zginęło w wybuchu miny.

Czy jest możliwe, że choć mamy odpowiednie wyposażenie, któreś z urządzeń zawiodło? Zdaniem szefa Sztabu Generalnego, ostateczną odpowiedź na to, czy system neutralizowania ładunków odpalanych drogą radiową działał, czy nie, będzie musiała znaleźć prokuratura. Ale nie wyobrażam sobie, żeby nie działał - mówił Cieniuch reporterce RMF FM Agnieszce Burzyńskiej.

Zaatakowany patrol regionalnego zespołu odbudowy (PRT) miał również system namierzania ładunków zakopanych w ziemi (RCP). Nie powiem, że nie zadziałał. Być może działał, tylko że nie był ten ładunek tak skonstruowany, że ten system był w stanie go wykryć - tłumaczył szef Sztabu Generalnego.

Cieniuch poinformował również, że patrol składał się z 20 żołnierzy polskich, sześciu żołnierzy amerykańskich oraz po dwóch pracowników cywilnych wojska z Polski i USA.