Podwójny samobójczy zamach w centrum Moskwy jest przesłaniem dla władz na Kremlu, że konflikt rosyjsko-czeczeński daleki jest od rozwiązania. Taką opinię przedstawiają niezależni eksperci. Jednocześnie do Moskwy z całego świata napływają kondolencje i słowa potępienia dla terroryzmu.

Wczoraj wczesnym popołudniem podczas festiwalu rockowego na płycie lotniska w moskiewskiej dzielnicy Tuszyno w powietrze wysadziły się dwie kobiety-kamikadze. Zginęło 16 osób (w tym dwie terrorystki), a kilkadziesiąt odniosło ranny. Rosyjskie władze twierdzą, że rozmiary tragedii mogły być dużo większe.

Dwie Czeczenki miały bomby ukryte pod ubraniami. Oprócz silnego materiału wybuchowego ładunki zawierały kulki z łożysk, aby zwiększyć siłę rażenia. Na szczęście kobietom nie udało się przeniknąć na koncert pod odkrytym niebem, gdzie zebrało się około 40 tysięcy ludzi. Gdyby bomby eksplodowały w tłumie słuchaczy, doszłoby do masakry.

Obie zamachowczynie przestraszyły się drobiazgowych kontroli, jakie prowadzili milicjanci przed wejściem na lotnisko. Dlatego zdecydowały, że zamachu dokonają w tłumie kupujących bilety i na sąsiednim bazarze. Jedna z bomb zawiodła. Po zamachu znaleziono dowód osobisty jednej z terrorystek. To 20-letnia Czeczenka.

Wszystko wskazuje na to, że za zamachem stoi separatystyczny dowódca czeczeński Szamil Basajew. Kilkanaście tygodni temu zapowiadał, że wyszkolił grupę terrorystek-kamikadze.

Rosyjscy eksperci uważają, że bezpośrednią przyczyną wczorajszego zamachu jest podpisanie przez prezydenta Putina dekretu w sprawie planowanych na początek października wyborach prezydenckich w Czeczenii. Później, po tym jak odbędą się też wybory parlamentarne, nowe władze mają podpisać układ federacyjny z Rosją.

07:50