Dopiero 21 kwietnia sąd rozpatrzy zażalenie na zawieszenie w obowiązkach policjanta, Andrzeja R., który został zatrzymany za wręczenie mandatu matce prokurator z Torunia. Zażalenie funkcjonariusz złożył blisko miesiąc temu, a cała sprawa ciągnie się od lutego. Wtedy kobieta oskarżyła funkcjonariusza, że ten wziął od niej 100 złotych łapówki udając, że to za mandat.

Akta sprawy przeszły już przez prokuraturę w Toruniu, w Gdańsku, Elblągu, po czym przesłano je z powrotem do Torunia. Sędzia tłumaczy, że zajmie się sprawą dopiero 21 kwietnia, ponieważ dopiero wtedy jest wolny termin.

Dokumenty wróciły do macierzystej prokuratury, by sąd mógł rozpatrzyć sprawę zażalenia policjanta na zawieszenie go. To dla niego o tyle istotne, że zawieszony dostaje zaledwie połowę pensji, czyli ok. 1200 złotych. Andrzej R. ma na utrzymaniu bezrobotną żonę i kilkumiesięczne dziecko.

Jednocześnie dopóki toruński sąd nie rozstrzygnie kwestii zawieszenia, sprawa nie może wrócić do Elbląga, by można było wyjaśnić, czy policjant wziął czy nie wziął 100 złotych od matki prokuratorki.

Koledzy Andrzeja R. przyznają nieoficjalnie, że takie historie potrafią ciągnąć się latami, a oskarżony - być może niesłusznie - policjant cały czas trwa w stanie zawieszenia. Nie może pracować, nie może wziąć urlopu, nie może wyjechać i wreszcie - nie ma za co żyć.