20-letnia dziewczyna i 19-letni chłopak trafili do szpitali na Podkarpaciu po zażyciu dopalaczy. Oboje wypalili specyfiki kupione w smart shopach. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Policjanci ustalają, co zażyli młodzi ludzie i czy nie były to substancje zakazane. Dopalaczami zatruli się także 14- i 15-latek z Kraśnika oraz 26-letni mężczyzna z Łukowa w Lubelskiem.

Policję poinformowali lekarze z oddziału kardiologii szpitala w Tarnobrzegu. Zgłosił się do nich 19-letni uczeń. Jak powiedział policjantom, w piątek kupił w sklepie z dopalaczami w Tarnobrzegu produkt, którego nazwy nie pamięta. Wypalił go, po czym źle się poczuł; miał drgawki i wymiotował. Według lekarzy, chłopiec dziś powinien wrócić do domu.

Drugą informację o zatruciu dopalaczem odebrała sanocka policja. 20-letnia dziewczyna straciła przytomność po wypaleniu zielono-brunatnych włókien. Wczoraj po południu wraz z koleżanką paliła specyfik o nazwie "Hammer".

Stan nastolatków z Kraśnika był poważny, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Chłopcy stracili przytomność po zażyciu specyfiku zakupionego w sklepie z dopalaczami. Pogotowie zabrało ich z ulicy. 14-latek trafił do kraśnickiego szpitala, a 15-latka odwieziono do szpitala w Lublinie. Policjanci przeszukali sklep, w którym chłopcy kupili dopalacz. Okazało się, że sprzedano w nim ponad 100 opakowań tego specyfiku.

Z kolei w Łukowie do tamtejszego szpitala rodzice przywieźli 26-latka z objawami zatrucia po zażyciu "dopalacza". Mężczyzna pił też alkohol.

Młodzi ludzie pozostają pod obserwacją lekarzy. Policja wszczęła postępowania w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo ich zdrowia i życia. Grozi za to kara do trzech lat więzienia.

Dopalacze doprowadziły prawdopodobnie do śmierci kolejnej osoby. Nad ranem w Kępnie w Wielkopolsce zmarł 32-letni mężczyzna. Zanim trafił do szpitala przyznał się ojcu, że zażył jeden ze specyfików.