Jest spora szansa na to, że odejście z rządu Waldemara Pawlaka przyśpieszy reformę emerytur górniczych - ujawnia "Gazeta Wyborcza". W dalszym ciągu nie należy się jednak spodziewać radykalnego ścięcia przywilejów.

Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, na zlecenie premiera Donalda Tuska, miał zrobić reformę emerytur górniczych. Partyjny szef ministra - Waldemar Pawlak sugerował jednak, aby ten reformatorskie zapędy sobie odpuścił. Minister pracy, widząc, że znalazł się między młotem a kowadłem, projekt niby-reformy przygotowywał, ale... niewiele z niej wynikało. Teraz, po odejściu Pawlaka, może przedstawić nowy projekt. Nowy wicepremier Janusz Piechociński daje mu wolną rękę - mówi dziennikarzom osoba związana z resortem pracy i znająca relacje w PSL.

Z ustaleń "Gazety Wyborczej" wynika, że projekt ma ujrzeć światło dzienne na przełomie tego i przyszłego roku.

Co roku budżet dopłaca górnikom 6 mld złotych

 
Reforma w górnictwie jest potrzebna. Górnicy mają dziś osobną ustawę, do ich świadczeń dopłaca państwo. Rocznie ponad 6 mld zł. Przez ostatnie 20 lat budżet dopłacił do przywilejów emerytalnych górników prawie ćwierć biliona złotych.

Górnicy pracujący pod ziemią odchodzą na emeryturę już po 25 latach pracy (bez względu na wiek), a każdy rok pracy liczy się im tak, jakby pracowali 1,5-1,8 roku. Dlatego mają najwyższe świadczenia wśród wszystkich Polaków, którym emerytury wypłaca ZUS - średnio ok. 3,6 tys. zł brutto. To blisko dwa razy więcej niż nauczyciele czy kolejarze.

Reforma nie będzie zawierała wielkich rewolucji, bo rząd obawia się protestów i ataków opozycji. Ma objąć jedynie tych niepracujących przy wydobyciu. Zmiany dotyczyłyby 25 tys. osób. Być może rząd będzie chciał ich włączyć do systemu emerytur pomostowych, czyli na emeryturę będą mogli odchodzić wieku 55 lat (kobieta) albo 60 lat (mężczyzna).

Pracodawcy, ekonomiści, eksperci od górnictwa przyznają, że to za mało, i namawiają do większej odwagi. Nigdzie bowiem na świecie nie znajdziemy systemu, w którym górnik może przejść na emeryturę w wieku 45 lat, po przepracowaniu 25 lat pod ziemią, i otrzymać świadczenie wyższe od średniej pensji. Dodatkowo na emeryturze nikt górnikowi nie zabroni dorabiać. Bywa więc, że następnego dnia po odejściu z pracy górnicy zatrudniają się w firmach zewnętrznych i robią dokładnie to samo, co robili na etacie.

W Niemczech górnicy dołowi mają prawo do emerytury, jeżeli ukończyli 60 lat i wykażą 25 lat ubezpieczenia emerytalnego. W Czechach idą na emeryturę w wieku 63 lat, a we Francji - 55 lat.