Płonące samochody, domy, szkoły, fabryki i kościoły, rabowane sklepy - tak wyglądały tej jesieni paryskie noce.

Na przełomie października i listopada na przedmieściach francuskiej stolicy wybuchły nagle i z niespotykaną mocą zamieszki rasowe, które z czasem przeniosły się do innych miast we Francji, a także do sąsiednich krajów.

Trudno było w tych dniach bez strachu zapuścić się w niektóre rejony francuskiej metropolii. Nasz korespondent Marek Gładysz odważył się. Rozmawiał z uczestnikami starć:

W najbardziej niebezpiecznych miasteczkach i miastach Francji wprowadzono stan wyjątkowy i godzinę policyjną. To ostudziło chuligańskie nastroje imigrantów i zamieszki stopniowo wygasły.

Wkrótce podliczono straty: spłonęło ponad 10 tysięcy samochodów i niezliczone budynki, pięć tysięcy osób zostało aresztowanych, ponad 130 rannych. Zamieszki kosztowały Francję ponad pół miliarda euro. Kiedy znów bomba wybuchnie...?