Przez lata grał w Legii Warszawa, a później był II trenerem klubu. Teraz jest pewny, że późnym popołudniem to Legioniści podniosą do góry Puchar Polski. „Legia jest faworytem, ale nie może pozwolić sobie na zlekceważenie Lecha, bo to zbyt dobra drużyna” – mówi w rozmowie z RMF FM Jacek Magiera.

Przez lata grał w Legii Warszawa, a później był II trenerem klubu. Teraz jest pewny, że późnym popołudniem to Legioniści podniosą do góry Puchar Polski. „Legia jest faworytem, ale nie może pozwolić sobie na zlekceważenie Lecha, bo to zbyt dobra drużyna” – mówi w rozmowie z RMF FM Jacek Magiera.
Jacek Magiera /PAP/Bartłomiej Zborowski /PAP

Patryk Serwański, RMF FM: Czy są jakieś argumenty, które powodują, że postawiłby pan w finale jednak na Lecha a nie na Legię?

Jacek Magiera: Na Lecha na pewno bym nie postawił. Faworytem na pewno jest Legia, a argumentów jest kilka: pozycja w tabeli, gra może nie przed własną publicznością, ale w Warszawie. Do tego dochodzi duże doświadczenie w tego typu spotkaniach. Natomiast Legia nie może zlekceważyć Lecha, bo to bardzo dobry zespół z bardzo dobrym trenerem. Bardzo dobrze znam Jana Urbana, pracowałem z nim przez lata i wiem ile serca wkłada w swoją pracę. Lech ma drużynę złożoną z kreatywnych piłkarzy, którzy mają z tyłu głowy nieudany sezon. Finał Pucharu Polski to ostania szansa na zakończenie sezonu z twarzą. W Ekstraklasie od początku im się nie układało. Ugrzęźli w dole tabeli, zmienili trenera i gonili. Awansowali do "ósemki", ale porażki w fazie mistrzowskiej spowodowały, że ciężko będzie im przez ligę wejść do pucharów. Pamiętajmy też, że lepiej grać w Europie z pozycji zdobywcy Pucharu Polski niż jako czwarta drużyna Ekstraklasy, bo po prostu zaczyna się grę w Lidze Europy od późniejszej rundy kwalifikacyjnej.                        

Czyli jednak Lech będzie bardziej zmotywowany? Legia musi myśleć o dwóch frontach: lidze i finale Pucharu. "Kolejorz" ma jeden mecz by uratować sezon.

Dokładnie. Legia jest w trudnej sytuacji, bo jeszcze nie ma pewności, że zostanie mistrzem. Przed nami ciągle mecz Legii z Piastem. Teraz jednak trzeba wyłączyć myślenie o Ekstraklasie i całkowicie skupić się na finale. Presja jest na pewno olbrzymia. Legia ma zdecydowanie najwięcej zdobytych Pucharów Polski w historii naszego futbolu. Nie ma tak, że wychodząc na murawę ktoś odpuści. Atmosfera na pewno będzie znakomita, a kibice będą oczekiwać od obu drużyn zwycięstwa i dobrej gry.

Zgadza się pan z tym, co mówi PZPN? Że ranga finału i całych rozgrywek o Puchar Polski rośnie w ostatnim czasie do odpowiedniego poziomu?

Finał jest godny, a na takim stadionie wygląda jeszcze lepiej. To będzie trzeci finał na Narodowym. Przed rokiem było wspaniale: piękna oprawa, znakomita atmosfera, mnóstwo kibiców. Ale wcześniej gdy w finale grały Zawisza i Zagłębie nie było aż tak dobrze. Miejsce jest ważne, ale finał tworzą także drużyny. Chciałbym, żeby przy innym składzie tego finału też był komplet publiczności. Wtedy taki mecz ma odpowiednią rangę. Chwała jednak PZPN-owi, że Puchar Polski jest teraz traktowany w odpowiedni sposób. Ogólnie wszystkie rozgrywki organizowane przez związek są dopieszczone. Byłem nie raz na finale Centralnej Ligi Juniorów i to także było odpowiednio przygotowane. A taka godna oprawa pomaga też piłkarzom. Wtedy można z siebie wykrzesać te dodatkowe umiejętności.

Kilka dni temu w Warszawie z krótką wizytą był Jakub Błaszczykowski i choć przyznał, że Legia jest faworytem finału to zaznaczył, że w jednym meczu potencjał to za mało. Decydować może stały fragment gry, czy dyspozycja dnia.

Zgadza się. W swojej karierze piłkarskiej dwa razy grałem w finale Pucharu Polski. Raz wygrałem, raz przegrałem. Pamiętam finał w Kielcach, kiedy pokonaliśmy Ruch Chorzów 3:0 i to był jedyny łatwy finał jaki pamiętam. Był też finał z Wisłą w Bełchatowie, w którym decydowały rzuty karne. Tam jeden błąd decydował o finalnym rozstrzygnięciu. W takim meczu decydować może jeden rzut wolny, jeden odbiór piłki na połowie przeciwnika. Nie ma miejsca na błędy. Ważna jest koncentracja od początku do końca spotkania i czekanie na błąd przeciwnika. Myślę, że ten finał tak naprawdę nie ma faworyta. Teraz szanse to 50 na 50. Zarówno Legia jak i Lech mają piłkarzy, którzy potrafią zrobić różnicę. Ta dyspozycja dnia może być czynnikiem decydującym.

(mn)