„W aferze taśmowej Donald Tusk tylko jednego może być pewien: jego na pewno nikt w żadnej restauracji nie nagrał”- pisze „Fakt”. Podkreśla, że szef rządu już od kilku lat nie spotyka się z ze znajomymi politykami w lokalach, bo wziął sobie do serca ostrzeżenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

"Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ostrzegła szefa rządu, że w jego ulubionej knajpie Lemongrass może dochodzić do podsłuchiwania. Pracował tam zresztą Łukasz N., który od ponad roku jest menedżerem w restauracji... Sowa i Przyjaciele"- pisze tabloid. Nie wiadomo, na ile poważne i umotywowane były sugestie służb co do bezpieczeństwa tego konkretnego lokalu. Niezależnie od tego, szef rządu diametralnie zmienił przyzwyczajenia.

Woli zaprosić do siebie i to nawet do KPRM, rzadziej na Parkową - przyznaje anonimowo ważny polityk Platformy Obywatelskiej. Inny dodaje, że od tego czasu Tusk stał się "bardziej podejrzliwy niż Kaczyński z Macierewiczem razem wzięci".

Menadżer Łukasz N., który najpierw pracował w Lemongrassie, a potem u Roberta Sowy, zawiązał bliskie kontakty z wieloma politykami PO. Według "Faktu" miał numery ich telefonów i zapraszał ich na imprezy.

W środowym "Fakcie" także:

- Strażnicy miejscy udawali policję

- John Porter rozstał się z Anitą Lipnicką

- "Zrobię z czołgu taksówkę"