W tym momencie wspólna waluta jest w dużych tarapatach i przyjęcie teraz przez Polskę euro byłoby nieroztropne, ale za dwa lub trzy lata sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej - mówi Theo Leggett, dziennikarz ekonomiczny BBC. W rozmowie z korespondentem RMF FM Bogdanem Frymorgenem podkreśla, że to ignorancja polityków jest główną przyczyną kryzysu w strefie euro. "To oni umożliwili takim krajom jak Grecja czy Włochy wejście do strefy euro, mimo że istniały dowody na to, że nierozważnie gospodarowały one swymi budżetami i były zadłużone" - zaznacza Leggett.

Bogdan Frymorgen: Co się stanie, jak Grecja padnie?

Theo Leggett: Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo nie mieliśmy jeszcze takiego precedensu. Ale istnieje szansa, że po wyjściu Grecji z eurostrefy kraje eurolandu poczują sią lepiej, bo zniknie jeden zasadniczy problem: nikt nie będzie się więcej zastanawiał, czy niemiecki podatnik będzie musiał spieszyć na ratunek Grecji czy nie. Jeśli to tylko Grecja, to dobrze, z eurolandu odpadnie piekielnie zadłużony kraj, który zagraża całemu systemowi.

Dajmy się ponieść fantazji i wyobraźmy sobie, że Grecja już zrezygnowała z euro. Czy wówczas cała Unia Europejska będzie musiała poddać reformie istniejące w niej mechanizmy fiskalne?

To oczywiste, że europejskie rynki finansowe muszą być rozsądnie regulowane. W przeszłości mieliśmy do czynienia z tzw. paktem stabilizacyjnym. Powstał on na życzenie Niemiec, po to, by poszczególne kraje członkowskie nie żyły ponad stan, nie wydawały więcej niż wynosi ich dochód narodowy, żeby ich długi nie przekroczyły niebezpiecznej granicy. W rzeczywistości, z przyczyn politycznych, zapomniano o tych zasadach. Kraje zaczęły naginać i łamać istniejący system zabezpieczeń, a on w rezultacie przestał działać. Jeśli euro ma przetrwać, pewien system zasad, jak chociażby te opisane w wynegocjowanym niedawno traktacie, będzie musiał obowiązywać.

A teraz polskie pytanie. Kilka krajów w Europie przygląda się obecnemu kryzysowi z zapartym tchem, bo same zastanawiają się nad przyjęciem euro. Jak polska gospodarka powinna zareagować na to, co dzieje się w eurolandzie?

Problemem państw, które przyjęły euro, a których wskaźniki ekonomiczne są słabsze od innych, jest to, że nie panują nad swoją walutą. Jeśli dzieje się coś złego, nie mogą na przykład zdewaluować pieniądza i dokonać w ten sposób koniecznej stymulacji eksportu. Słowem, nie mogą same wyjść z tarapatów. Jeśli chodzi o Polskę, to z jednej strony przyjęcie euro byłoby okazją na scementowanie przyszłości waszego kraju z sukcesem reszty eurolandu. Po to chociażby, by skorzystać z niskiej stopy procentowej, a więc i tanich pożyczek. Z drugiej jednak strony, niebezpieczeństwem jest pozbawienie się tym samym pola do manewru. W tym momencie wspólna waluta jest w dużych tarapatach i przyjęcie euro teraz byłoby nieroztropne, ale za dwa lub trzy lata sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej i taka decyzja, być może, będzie w interesie Polski.

A co mogą powiedzieć kraje takie jak Wielka Brytania i Szwajcaria, które zostały przy swych walutach. Jeśli Grecja wyjdzie ze strefy euro, w jaki sposób odbije się to na państwach Unii, które są poza eurolandem?

Faktycznie, Wielka Brytania ma tę przewagę nad swymi partnerami z Unii, że zachowała własną walutę. Wiec, jeśli na Wyspach pogłębiłoby się zadłużenie, rząd może po prostu zacząć drukować więcej pieniędzy. To nie najlepszy sposób na wyjście z kłopotów, ale w sytuacji kryzysowej, czemu nie. Czasami nie ma innego wyjścia. Ale Wielka Brytania nie może udawać, że nie jest częścią Europy, że nie dotyka jej ten kryzys. Żyjemy w czasach globalizacji i banki brytyjskie również narażone są na straty jak wszystkie inne. Dlatego brytyjską ekonomię mogą porazić konsekwencje eurokryzysu. Ponadto recesja w eurolandzie miałaby negatywny wpływ na naszą ekonomię, ponieważ eksportujemy wiele produktów do Europy. Jeśli Europejczycy przestaną je kupować, wówczas ucierpi na tym także brytyjski biznes.

Mówimy o tym kryzysie jakby dotyczył on tylko Europy, a przecież Unia Europejska ma powiązania z resztą świata. Czy te stosunki uległyby zmianie? Czy po wyjściu Grecji z eurostrefy doszłoby do zmiany proporcji sił gospodarczych ?

Masz rację, mamy do czynienia z problemem globalnym. Wystarczy przyjrzeć się temu, co się dzieje na giełdzie amerykańskiej w ciągu ostatnich kilku dni. Tamtejsze rynki finansowe lecą w dół z powodu niepewnej sytuacji spowodowanej Grecją. A przyczyna jest prosta - amerykańskie firmy eksportują do krajów eurolandu. Dlatego europejskie problemy wpływają na sytuacje w Stanach Zjednoczonych. I do pewnego stopnia dotyczy to także innych rynków na całym świecie. To obraz globalny. Co się stanie, gdy Grecja zbankrutuje, widać już teraz. Ludzie boją się niepewności. Sprzedają akcje na giełdach, handlują walutami, nikt nie wie, co będzie po Grecji. I jak tu podejmować rozsądne decyzje inwestycyjne w czasach takiej niepewności?

Nie chciałbym zbyt upraszczać swojego pytania, ale powiedz, co było główną przyczyną greckiego kryzysu?

Politycy ignorujący ekonomistów. To oni umożliwili takim krajom jak Grecja czy Włochy wejście do strefy euro, mimo że istniały dowody na to, że nierozważnie gospodarowały one swymi budżetami i były zadłużone. Nie potrafiły utrzymać porządku na własnych podwórkach. Zrobiono to wyłącznie po to, by mieć jak najwięcej krajów w Europie, które posługują się wspólną walutą. A polityków popchnęły do tego wyłącznie ideologiczne aspiracje.

Zupełnie nie zwracali uwagi na to, że w kategoriach ekonomicznych istnieje poważna różnica między północą a południem Europy?

Masz absolutną rację. Zignorowali fundamentalne zasady ekonomii na korzyść polityki. Helmut Kohl miał ponoć powiedzieć swym doradcom, którzy lata temu ostrzegali go przed takim scenariuszem, że czuje rękę historii na swym ramieniu. To dowód na to, jak polityczny cel europejskiej integracji przysłonił podstawowe zasady zdrowej gospodarki.