Dochód na członka rodziny - to będzie decydujące kryterium przy wyborze tych, którym po uwolnieniu cen energii elektrycznej potrzebna będzie pomoc. Być może już w przyszłym roku dostawcy prądu dla gospodarstw domowych nie będą musieli uzgadniać cen z Urzędem Regulacji Energetyki. A to oznacza niekontrolowane podwyżki.

Zobacz również:

Zanim jednak ceny energii zostaną uwolnione, muszą powstać przepisy chroniące najuboższych. Takie są plany rządu.

Jak ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada, decydujący przy przyznawaniu pomocy będzie dochód na członka rodziny. Jeśli nie przekroczy pewnego pułapu, będzie można kupić ustaloną ilość energii - np. 2000 kWh na rok - taniej niż na rynku.

Rządowy pomysł opiera się na tym, że firmy dadzą najbiedniejszym kilkudziesięcioprocentowy upust na prąd, natomiast wyrównają to sobie, płacąc niższe podatki.

Ta koncepcja ma krytyków. Uważają, że skoro następuje uwolnienie rynku, pomocą najbiedniejszym nie powinny się zajmować firmy, a władza publiczna - i na przykład przez ośrodki pomocy społecznej wypłacać zasiłek prądowy.

Jeśli zaś formalności spoczną na sprzedawcach energii, będą oni musieli zatrudnić dodatkowe osoby do obsługi tej procedury czy stworzyć systemy informatyczne. To zwiększy ich koszty, więc wszyscy zapłacą za to w rachunkach.

Będzie drożej przez liczniki

Kolejny powód prawdopodobnego wzrostu cen to inteligentne liczniki energii. Obowiązek montażu tych urządzeń przewidują nowe przepisy prawa energetycznego, które według resortu gospodarki wejdą w życie jeszcze w tym roku. Ministerstwo zapewnia, że montaż inteligentnych liczników odbędzie się na koszt operatorów energetycznych, a będą oni mieli na to pieniądze, bo wprowadzanie takich urządzeń oznacza dla nich oszczędności. Licznik będzie połączony z dostawcą energii, więc zakładom sprzedającym prąd przestaną być potrzebni inkasenci.

Okazuje się jednak, że odbiorcy nie poniosą jedynie bezpośrednich kosztów wprowadzenia liczników, których cena wynosi kilkaset złotych. Odczują to jednak dostając co miesiąc rachunek. To wszystko jest uwzględnione w kosztach funkcjonowania przedsiębiorstw, ale na końcu wszyscy ponosimy koszty tego, płacąc rachunek za usługę przesyłania i dystrybucji - tłumaczy Tomasz Dąbrowski z Ministerstwa Gospodarki.

Ceny podskoczą aż o 40 procent?

Dla naszych domowych budżetów to kolejna zła wiadomość po informacji o uwolnieniu cen energii. "Dziennik Gazeta Prawna" dowiedział się, że Urząd Regulacji Energetyki już wkrótce zdejmie z branży energetycznej obowiązek ustalania razem z URE wysokości najpopularniejszej w Polsce taryfy G. Według dziennika, decyzja może zostać ogłoszona jesienią, a do uwolnienia rynku może dojść 1 stycznia 2013 roku.

Gazeta przypomniała przy tym, że uwolnienie w 2007 roku cen energii dla przemysłu doprowadziło w początkowej fazie do wzrostu cen prądu prawie o 40 procent.

Jednak według Agnieszki Głośniewskiej z URE, z którą rozmawiał Krzysztof Zasada, tym razem podwyżka nie będzie aż tak dotkliwa. Wtedy była zupełnie inna sytuacja rynkowa. Nie mieliśmy towarowej giełdy energii, która daje nam teraz bardzo dobry, obiektywny punkt odniesienia co do ceny energii elektrycznej - podkreślała Głośniewska w rozmowie z naszym reporterem. Przekonywała również, że teraz pojawi się realna konkurencja wśród dostawców, którzy cenami zaczną walczyć o klientów.