Jest nowa propozycja budżetu Unii Europejskiej. Na szczycie w Brukseli przedstawiono projekt, który jest wynikiem wielogodzinnych narad i spotkań z 27 przywódcami. Jak się dowiadują nasi wysłannicy do Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon i Michał Zieliński - to krok w stronę kilku najbogatszych krajów, które chcą mniej płacić na rozwój Polski i innych biedniejszych państw. Grupa "przyjaciół spójności" - do których należy Polska – jednogłośnie odrzuciła propozycję przedłożoną przez szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela. W Brukseli już drugi dzień trwają targi o nowy 7-letni plan dochodów i wydatków Unii Europejskiej.

Po ponad dobie rozmów pojawia się nowa wersja planu dochodów i wydatków Unii Europejskiej na kolejnych 7 lat, która ma uratować szczyt w Brukseli. 

Nieoficjalnie dowiadujemy się, że budżet ma być mniejszy od wyjściowej wersji o 5 miliardów euro w ciągu 5 lat. To niewiele, ale jednak jest to ukłon w stronę krajów, które żądają, by był mniejszy o 70 miliardów. Nasze źródła podają jednocześnie, że sumy dla poszczególnych krajów mają pozostać bez zmian, a to oznacza, że znalazły się jakieś oszczędności.

Grupa "przyjaciół spójności" - do których należy 17 krajów, w tym Polska - jednogłośnie odrzuciła propozycję budżetową przedłożoną przez szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela. Uznała, że zaproponowane cięcia są zbyt duże. Propozycja ta nie przybliżała nas do kompromisu - powiedział nam polski dyplomata.

"Analizujemy nowe propozycje KE - napisał na Twitterze premier Mateusz Morawiecki - Dyskusja o budżecie to dyskusja o prawdziwych aspiracjach UE. Grupa przyjaciół spójności to kilkanaście krajów. To Grupa Ambitnej Europy. Europy, która musi stawiać sobie ambitne cele w kontekście globalnej konkurencji i lokalnych wyzwań".

Na razie nie wiadomo też, jak będzie wyglądał dalszy przebieg szczytu. Przywódcy mieli wznowić obrady w gronie 27 państw o godz. 18:00, ale doszło do kolejnego opóźnienia. Możliwe są różne scenariusze: kolejne spotkania dwustronne, negocjacje nawet do jutra. 

Polsce grozi znaczne zwiększenie wpłat do UE

Jak już wcześniej informował nasz wysłannik na unijny szczyt, większość pieniędzy, które rząd Mateusza Morawieckiego obiecuje Polakom na rekompensaty za prąd, chce przejąć Bruksela. Jedna z propozycji, o których drugi dzień dyskutują unijni przywódcy, przewiduje rozwiązanie, które może kosztować Polskę wiele miliardów złotych - zauważa dziennikarz RMF FM Michał Zieliński.

Po brexicie Brytyjczycy już nie płacą składek, a bogate kraje nie chcą przekazywać więcej do wspólnej kasy. Jednocześnie kraje, które od lat korzystają z transferów ze wspólnej kasy, nie chcą z nich rezygnować. Dlatego na szczycie w Brukseli unijne władze próbują szukać nowych dochodów. Wśród propozycji jest pomysł, by zmienić sposób dzielenia dochodów ze sprzedaży praw do emisji dwutlenku węgla.

Zgodnie z unijną polityką ograniczania emisji, rządy poszczególnych państw sprzedają przyznaną im pulę praw do emisji dwutlenku węgla. Sprzedają je na wolnym rynku, uzyskując z tego pieniądze, które można wydawać na określone przez Unię cele.

Wśród celów, na które może przeznaczyć te pieniądze polski rząd, są rekompensaty za drogi prąd dla gospodarstw domowych. Bruksela zgodziła się na takie rozwiązanie, zdając sobie sprawę z tego, że w Polsce, gdzie węglowe elektrownie muszą płacić za prawa do emisji, prąd stał się wyjątkowo drogi.

Wicepremier Jacek Sasin niedawno zapowiedział, że w przyszłym roku lwia część dochodu ze sprzedaży praw do emisji trafi do kieszeni Polaków w postaci rekompensat za podwyżki cen prądu.

Tymczasem unijna propozycja próbuje odebrać rządowi większość pieniędzy ze sprzedaży tych praw. Według tego planu, rządy krajów członkowskich, w tym Polski, mogłyby zatrzymać dla siebie tyle, ile zarabiały na emisjach w latach 2016-2018, a reszta trafiałaby do unijnej kasy.

W tym rozwiązaniu kryje się mechanizm pozbawienia rządów większości dochodów z praw do emisji, bo w latach 2016-2018 te prawa kosztowały 7 do 10 euro, a dzisiejsza cena to ponad 25 euro. W dodatku prognozy mówią, że prawa do emisji mogą jeszcze w nadchodzących latach podrożeć, nawet dwa razy! Oznaczałoby to konieczność przekazania do Brukseli wielu miliardów złotych.

W nowej dekadzie Polska ma mieć do sprzedania 270 mln praw do emisji. Wdrożenie planu oznaczałoby konieczność przekazania do Brukseli w nowej siedmiolatce nawet kilkunastu mld złotych.

Rząd zatem chwali się, że w Brukseli uzyskuje ustępstwa, ale niechętnie wspomina o zagrożeniu, które może nas kosztować wiele pieniędzy. Dopytywany przez dziennikarza RMF FM polski dyplomata zapewnia, że Polska nie zgodzi się na obecną propozycję. Premier ma się domagać ulgi, która częściowo wyłączyłaby Polskę z nowego mechanizmu. Argumentem ma być to, że skoro Polska ma odchodzić od węgla, to zmniejszanie funduszu, który w założeniu ma w tym pomóc, po prostu nie ma sensu.


Opracowanie: