Szefowie aż 70 procent działających w Polsce firm chcą przez najbliższy rok obniżać koszty. To oznacza zwolnienia, brak podwyżek i coraz mniej nowych miejsc pracy.

Takie smutne dane opublikowała w swoim co półrocznym badaniu firma doradcza Deloitte. W najbliższym czasie dalsze spowolnienie odczują pracownicy firm budowlanych i transportowych. Obie te branże są bowiem na pierwszym froncie gospodarki. Lepiej będzie za to w energetyce. Firmy budujące elektrownie atomowe, czy wydobywające gaz łupkowy będą bowiem teraz potrzebowały pracowników.

Dlaczego jest tak źle? Ten pesymizm wynika z faktu, że aż połowa szefów polskich firm spodziewa się w przyszłym roku stagnacji, czyli niemal zerowego wzrostu gospodarczego - za który trzeba winić zagranicę. Poprawy można się spodziewać dopiero pod koniec przyszłego roku.

Dla 80 procent dyrektorów finansowych w Polsce priorytetem na najbliższe 12 miesięcy będzie wzrost przychodów, ale jednocześnie 70 procent uznaje za równie ważną redukcję kosztów. W polskich firmach coraz wyraźniej odczuwalna jest obawa przed recesją i spadkiem popytu.

Polscy menedżerowie zarządzający finansami są coraz mniej optymistycznie nastawieni do sytuacji gospodarczej. Co prawda nadal 95 procent badanych prognozuje w 2013 roku wzrost PKB, ale połowa z nich spodziewa się stagnacji (wzrostu na poziomie 0-1,5 procent). Jeszcze sześć miesięcy wcześniej trzy czwarte respondentów prognozowało wzrost nawet do 3 procent.

Na tle innych krajów Europy Środkowej polscy dyrektorzy finansowi i tak są nastawieni optymistycznie, choć nie tak bardzo jak na przykład Słowacy, spośród których 60 procent przewiduje ponad 1,5 procent wzrost PKB. Rekordzistami regionu pod względem nastrojów pesymistycznych są za to Słoweńcy -  ośmiu na dziesięciu respondentów spodziewa się recesji.

Oprócz niewielkiego procenta bułgarskich dyrektorów finansowych, w żadnym innym kraju nie pojawiły się prognozy wzrostu PKB powyżej 3 procent.