"Nie wycofamy się z projektu wprowadzającego elastyczny czas pracy. Ta ustawa zwiększy konkurencyjność polskiej gospodarki" - mówi w RMF FM minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. "Ta propozycja sprawdziła się w ustawie antykryzysowej, na którą związkowcy się zgodzili" - dodaje.

Krzysztof Berenda: Wygląda na to, że będzie się pan musiał zmierzyć ze strajkiem generalnym?

Władysław Kosiniak-Kamysz: Spokojnie podchodzę do zapowiedzi "Solidarności". Dzisiaj mieliśmy dobrą dyskusję na komisji trójstronnej. Pamiętajmy, że w obradach komisji biorą udział nie tylko związkowcy, ale też pracodawcy.

Związkowcy chcą wycofania waszego pomysłu wprowadzenia elastycznego czasu pracy, chcą dodatkowych rozwiązań antykryzysowych i podwyżki płacy minimalnej. Dacie im to wszystko?

Jeśli chodzi o rozwiązania dotyczące czasu pracy, to w Sejmie są dwa projekty, bo prace rządowe się już zakończyły. Jest projekt poselski i projekt rządowy. Jasno i ja, i pan premier mówiliśmy o tym, że projekt rządowy jest tym rozwiązaniem, które jest dzisiaj potrzebne polskiej gospodarce.

Elastyczny czas pracy zostanie wycofany? Wycofa się pan z tego?

Nie ma takich deklaracji. Uważamy, że to jest ustawa, która podtrzymuje, a nawet zwiększa konkurencyjność polskiej gospodarki. Sprawdziła się w ustawie antykryzysowej, na którą związkowcy się zgodzili.

Możliwa jest chociaż podwyżka płacy minimalnej? Teraz to 1600 zł brutto. "Solidarność" chce, żeby to była połowa średniej pensji - potrzebna byłaby podwyżka o ok. 300 złotych. Zgodzi się pan na to?

Gdy ta koalicja obejmowała rządy w 2007 roku, to relacja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia wynosiła około 35 procent. Teraz jest to 43 procent, a więc widać, że następuje wzrost, niezależnie od rozwiązań ustawowych. Dynamika jej wzrostu w Polsce jest jedną z wyższych.

Ale 50 procent nie będzie?

Zmierzamy w stronę 50 procent, ale czy jest potrzeba zmiany ustawy? Ja jej nie widzę. Wydaje mi się, że wzrost od 1500 do 1600 złotych w tym roku też jest znaczącym wzrostem.

Przejdźmy do bezrobocia. W marcu wyniosło 14,3 procent. Do zimy będzie już tylko spadać?

Do zimy, do jesieni... Wydaje się, że kwiecień i maj to są bardzo dobre miesiące dla rynku pracy z uwagi na sezonowość. W tych dwóch miesiącach przewidujemy spadek. Miesiące wakacyjne są zawsze zagadką. Mam nadzieję, że to odwrócenie tendencji, o którym mówi się, nastąpić powinno we wakacje.

A w kwietniu będzie już poniżej 14 procent według pana?

Szacujemy, że ten spadek powinien być od 0,2 do 0,5 procenta, więc może być poniżej 14-stu. Mam nadzieję, że tak będzie.

Nim jednak bezrobocie spadnie, mamy problem z pracodawcami. W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku szefowie nie wypłacili należnych pensji 34 tysiącom pracownikom na kwotę 64 milionów złotych. To jest o połowę więcej niż w zeszłym roku. Widzi pan problem?

To jest bardzo źle. Dlatego jest Państwowa Inspekcja Pracy. Dobrze, że monitoruje. Dobrze, że są takie przypadki zgłaszane i muszą być tutaj dochodzone prawa pracownicze - to jest podstawowa rzecz. Otrzymywanie pensji jest podstawowym prawem pracowników.

W tej chwili za niepłacenie pensji w terminie grozi mandat od tysiąca do dwóch tysięcy złotych. To nie jest za mało? Chce pan to podnieść?

Można się nad tym zastanowić. Myślę, że jeżeli byłaby jakaś propozycja, to można by uruchomić komisję trójstronną, żeby o tym porozmawiać. Podstawowych praw pracowników trzeba przestrzegać.

Czyli kary za to mogą być wyższe?

Nie wykluczałbym. Nie mamy na razie takiego przedłożenia, ale warto się temu przyjrzeć.