Po przedłużonej z powodu koronawirusa noworocznej przerwie, w poniedziałek w Chinach przywrócono handel akcjami i od razu nastąpił gwałtowny spadek ich wartości.

Główny indeks giełdy w Szanghaju spadł o 7,8 proc., a w Shenzhen o 8,5 proc. Spadała wartość akcji tysięcy firm, właściwie wszystkich, poza - głównie - producentami artykułów medycznych. 

Notowania niektórych branż kompletnie się załamały. Przykłady to transport i turystyka. Nie może być inaczej, skoro z powodu epidemii, podczas okresu chińskiego nowego roku pasażerów było cztery razy mniej niż zwykle. Ponadto w tym tygodniu jest odwołanych 25 tysięcy międzynarodowych lotów

Załamanie byłoby na pewno głębsze, gdyby nie kilka czynników. Po pierwsze - tak jak na innych giełdach - obowiązuje limit dziennego spadku. Kiedy obniżka sięgnęła dziesięciu procent notowania setek firm zawieszono. 

Według informacji prasy ekonomicznej na zachodzie, po pierwsze wprowadzono również blokadę tak zwanej krótkiej sprzedaży - metody, która pozwala zarabiać na spadkach, opisanej szerokiej publiczności w filmie "Big Short".  

Poza tym zarządzono ograniczenia wartości sprzedaży, a to oznacza, że nie da się sprzedać wszystkich akcji i uciec z pieniędzmi z Hotelu California, jakim stały się Chiny przy okazji wirusowego kryzysu. (Hotel California, to używane przez ekonomistów odniesienie do przeboju The Eagles z lat 70., a dokładnie do fragmentu tekstu "Możesz się wymeldować kiedy chcesz, ale nie wolno Ci wyjechać".)

Łagodzącym niepokój posunięciem jest też ogłoszenie przez chińskie władze dodatkowej akcji kredytowej dla banków komercyjnych. Mimo tej akcji Ludowy Bank Chin daje jednocześnie do zrozumienia, że to uspokajanie jest reakcją na niepotrzebną panikę i "owczy pęd". 

Można się spodziewać, że dzisiejsze spadki to nie koniec. Wiele zależy od skali epidemii, ale na razie nic nie wskazuje na poprawę sytuacji. 

W dodatku, pojawia się coraz więcej relacji o tym, że liczba zachorowań i zgonów może być większa niż chińskie władze podają oficjalnie. Kolejne kraje zwiększają obostrzenia. Dziś np. Indonezja wstrzymała import żywności z Chin. 

Według agencji Bloomberg chińskie władze już rozważają o ile zmniejszyć prognozę wzrostu gospodarczego na ten rok. Bank UBS przewiduje, że w tym kwartale to będzie ponad trzy procent, a to dla Chin tempo niesłychanie słabe.