Irlandczycy od rana głosują w referendum nad paktem fiskalnym Unii Europejskiej. Najnowsze sondaże wskazują, przewagę zwolenników dokumentu. Irlandia jest jedynym krajem UE, w którym o przyjęciu paktu przesądzi plebiscyt.

Z sobotniego sondażu przeprowadzonego dla "Irish Timesa" wynika, że 39 procent respondentów gotowych jest głosować za paktem, a 30 procent przeciw. 22 procent jeszcze nie zdecydowało, jak zagłosuje, a 9 procent nie zamierza w ogóle wziąć udziału w referendum.

Bilans prawdopodobieństwa wskazuje na to, że traktat zostanie przyjęty, ale rosnąca opozycja wobec oszczędności i cięć wprowadzonych w najbardziej zadłużonych państwach eurostrefy oznacza, że nie można wykluczać wywrotki - ocenił Hugo Brady z Centre for European Reform.

Brady zauważa, że Irlandczycy zmęczeni są cięciami i oszczędnościami wprowadzanymi od 4 lat, podatkami, bezrobociem (ok. 15-procentowym) i emigracją. Rządzącą koalicję, która opowiada się za przyjęciem paktu, popiera niecałe 25 procent wyborców.

Pakt to zło konieczne?

Wynik referendum będzie miał przede wszystkim następstwa dla irlandzkiej polityki wewnętrznej.

Za jego wprowadzeniem opowiada się organizacja pracodawców IBEC oraz rządząca koalicja Fine Gael z Partią Pracy. Dokument popiera także opozycyjna partia Fianna Fail, odsunięta od władzy w ubiegłym roku na fali głębokiej recesji w Irlandii. Zapoczątkował ją krach na rynku nieruchomości z 2008 roku, który wywołał konieczność ratowania banków i zaszkodził kondycji finansowej kraju.

Z końcem 2010 roku Irlandia otrzymała od MFW oraz eurostrefy współfinansowany przez rządy W.Brytanii, Danii i Szwecji pakiet pomocy opiewający na 85 mld euro, dzięki któremu możliwe stało się dokapitalizowanie banków, zmniejszenie deficytu budżetowego oraz reforma gospodarki (m. in. rynku pracy).

Rządząca koalicja utrzymuje, że pakt nie nakłada na nią żadnych nowych zobowiązań i nie wymaga od rządu, by robił coś, czego by i tak nie robił albo nie zamierzał. Według niej głosowanie na "nie" zaszkodziłoby odbudowie zaufania zagranicznych inwestorów i groziłoby kolejną obniżką oceny wiarygodności kredytowej. Argumentem za przyjęciem paktu jest bowiem to, że otwiera on Irlandii dostęp do ewentualnych nowych kredytów w ramach Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (EMS) od 2013 roku. Wówczas wygaśnie obecny program pomocy (Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej) i Irlandia będzie musiała pozyskiwać środki finansowe na rynku międzynarodowym. W obliczu turbulencji w eurostrefie może się to zaś okazać trudne.

Część irlandzkich ekonomistów uważa pakt za zło konieczne. Prof. Ben Tonra z University College w Dublinie sądzi, że "dyscyplina fiskalna wprowadzana przez pakt rozwiązuje tylko 1/3 problemów eurostrefy, a dwa dalsze niezbędne filary, których brak, to gospodarczy wzrost i unia fiskalna".

W podobnym duchu wypowiedział się dubliński ekonomista David McWilliams nazywając pakt fiskalny "fiskalną kamizelką bezpieczeństwa", krępującą kraje najbardziej potrzebujące pomocy. Modelem unii fiskalnej są dla niego USA.

Sceptyczni wobec paktu

Przeciwko paktowi opowiada się zaś nacjonalistyczna i eurosceptyczna partia Sinn Fein, która stała się w główną partię opozycyjną. Jej politycy twierdzą, że przyjęcie paktu oznacza długie lata ograniczeń usług publicznych i cięć świadczeń socjalnych. Członkowie Sinn Fein uważają także, że pomoc EMS nie jest Irlandii potrzebna, bo może pożyczyć pieniądze od MFW.

Traktat przewiduje wprowadzenie do narodowego ustawodawstwa reguły wydatkowej wymuszającej zrównoważenie budżetu, ustala próg deficytu strukturalnego (0,5 proc. nominalnego PKB) i długu oraz wprowadza sankcje za przekroczenie progu deficytu. Na szczycie UE w marcu pakt podpisały wszystkie kraje Unii z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Czech. Brak ratyfikacji w jednym kraju nie przesądza jeszcze o fiasku paktu fiskalnego. Aby pakt wszedł w życie, konieczna jest jednak zgoda co najmniej 12 z 17 krajów eurolandu.