Pierwszy wyrok w europejskiej aferze podatkowej zasiał strach wśród setek bankierów, głównie w Niemczech. W ramach akcji ścigania uczestników procederu wyłudzania zwrotów podatkowych, sąd w Bonn skazał byłego dyrektora w jednym z niemieckim banków na pięć i pół roku więzienia. Władze unijne oceniają, że siatka bankierów i prawników wyłudziła dla swoich klientów zawrotną sumę ponad 50 mld euro. Według Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych nie można wykluczyć, że w podobny sposób wysysano pieniądze z polskiego budżetu.

Były dyrektor w MM Warburg jest pierwszym bankierem, który ma trafić za kratki w związku z tzw. skandalem cum-ex. W Niemczech, gdzie podatnicy - w wyniku działania mechanizmu - stracili w ostatnich latach najwięcej pieniędzy, sąd w Bonn zatrudnił dodatkowy personel, by podołać liczbie postępowań. Naciskane przez niemiecki nadzór finansowy prokuratury, skierowały ostatnio do sądu około tysiąca takich spraw. Procesy właśnie zaczynają się też w Danii, która jest jednym z kilku krajów, z których siatka wyciągała nienależne zwroty podatków.

Według unijnego raportu kilka miesięcy temu, wśród krajów, w których działały banki zaangażowane w proceder była również Polska. Nie ma w tym jednak nic nadzwyczajnego, bo ogniwa siatki używanej do oszukiwania urzędów podatkowych w Niemczech, Danii, a także Belgii czy we Włoszech, znajdowały się w większości krajów członkowskich Unii. Gorzej, że Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych w podsumowaniu swoich działań stwierdza, że chociaż nie ma dowodu na to, że polskie państwo również traciło na nienależnych zwrotach podatku, to jednak "nie można tego kategorycznie wykluczyć".

Kiedy proceder wyszedł na jaw ponad dwa lata temu, przedstawiciel Ministerstwa Finansów zapewniał dziennikarza RMF FM Michała Zielińskiego, że wszystko wskazuje na to, iż polskie przepisy są szczelne, różnią się od zachodnioeuropejskich i gwarantują bezpieczeństwo państwowej kasy.  

Jednak innego zdania był człowiek, który obnażył proceder i ujawnił aferę. Dysponujemy dowodami na to, że sprzedawcy cum-ex oferują inwestycje oparte na zwrotach podatkowych w szeregu krajów, w tym w Polsce. Udało nam się to uzyskać podczas naszej tajnej operacji w Londynie - przekazał wtedy Frederik Richter.

Wspomniany rozmówca to dziennikarz, bo na drodze oszustom stanęły nie służby specjalne czy podatkowe, nie nadzór finansowy albo czujne komórki kontroli wewnętrznej w bankach, lecz... przeciek do prasy. Kilka czołowych europejskich redakcji zorganizowało dzięki temu prowokację. Podstawieni dziennikarze, podający się za bogatych zleceniodawców, zyskali zaufanie grupy oferującej usługi cum-ex, uzyskali propozycję szybkiego zarobku, a następnie ujawnili aferę.

Mechanizm polegał na błyskawicznym obrocie papierami wartościowymi w czasie wypłaty związanej z nimi dywidendy. Tempo operacji pozwalało ukryć tożsamość faktycznego właściciela i umożliwić obu lub wielu stronom uczestniczącym w procederze ubieganie się o zwrot podatku od zysków kapitałowych, który został zapłacony tylko raz.

Opracowanie: