Pracując w dyskoncie przy kasie, można dostać 2,6 tys. zł brutto, prawie o jedną trzecią więcej, niż wynosi pensja minimalna. Płace zaczynają rosnąć, bo hipermarkety zarabiają krocie i chcą poprawić sobie wizerunek - pisze "Gazeta Wyborcza".

W dużych sieciach sklepów spożywczych zaczęły rosnąć zarobki. Lidl właśnie podnosi je o 7 proc. Pracownik sklepu na początku będzie zarabiał powyżej 2 tys. zł brutto, a po dwóch latach 2,6 tys. zł. W ciągu ostatnich pięciu lat pensja pracownika Lidla wzrosła o ponad 40 proc., czyli znacznie więcej niż płaca minimalna oraz inflacja.

W konkurencyjnej Biedronce pracuje blisko 50 tys. osób, od połowy ubiegłego roku ich płaca wynosi minimum 2 tys. zł brutto. W ciągu siedmiu lat wzrosła o ponad połowę. Tesco? Po roku płaci minimum 1952 zł brutto. Przez pięć lat pracownicy dostali siedem podwyżek.

Dlaczego pensje w handlu rosną? Dyskonty mają doskonałe wyniki. Sieci podnoszą pensje również dlatego, że walczą o dobry wizerunek, bo to przekłada się na wyższe przychody.

Płacowy wyścig w dyskontach przysłuży się wszystkim pracownikom w handlu. Zatrudnieni w tej branży potrafią zmienić miejsce pracy tylko dlatego, że inna sieć daje im o 50 zł miesięcznie więcej.

Więcej o zarobkach w handlu w piątkowym wydaniu "Gazety Wyborczej". Tam także informacje o polsko-rosyjskiej wojnie na szpiegów.