Przed północą koalicja bez większych kłopotów przegłosowała wersję budżetu niewiele odbiegającą od założeń rządowych. O miliard zwiększono dochody i wydatki w stosunku do tego co przygotowało Ministerstwo Finansów. Deficyt określono na 40 miliardów złotych. Premier Leszek Miller, tak jak jego poprzednik przy tego typu okazjach mówił o "dobrym dniu dla Polski "

Opozycja ocenia budżet jako "słaby", w którym w sposób marnotrawny rozkłada się wydatki. Także współkoalicjant z PSL nie jest do końca zadowolony z budżetu: "Nie jest to budżet oczekiwań społecznych, również naszych. Tym bardziej nie jest to budżet marzeń. Jest to budżet bardzo trudny, w wielu miejscach wręcz restrykcyjny, ale to wynika z tego kryzysu finansów publicznych z jakim mieliśmy i mamy do czynienia i ten budżet ma być odpowiedzią na ta bardzo trudną sytuację" – powiedział wicepremier Jarosław Kalinowski. "Nasze wspaniałe państwo postanawia z uporem prawię połowę środków wydawać na wydatki centralne, jedną siódmą na podstawowe funkcje państwa, czyli rzeczy dla obywateli najważniejsze: bezpieczeństwo granic, wykonywanie zadań administracyjnych, cztery procent na wspieranie procesów rozwojowych - jest to struktura wydatków marnotrawna" - dodaje z kolei Zyta Gilowska z Platformy Obywatelskiej.

Cięcia nie ominęły większości instytucji w tym IPN i NIK. Więcej do centralnej kasy będzie odprowadzał bank centralny. Chyba nieprzypadkowo te wszystkie instytucje są w rękach opozycji. Nauczyciele w najgorszym razie dostaną dodatkowe pieniądze w grudniu - 160 milionów. Teraz budżet trafi do Senatu a potem na biurko prezydenta.

foto Archiwum RMF

11:30